Zakażenia szpitalne zabijają chorych

Udostępnij:
Europejskie Centrum ds. Zapobiegania i Kontroli Chorób (ECDC) na podstawie ankiet przeprowadzonych w ponad tysiącu szpitalach w 30 krajach oszacowało, że na zakażenia szpitalnie rocznie umiera 37 tys. chorych. W Polsce nikt nie zbiera danych o zakażeniach, mimo że upominają się o to epidemiolodzy.
Według danych zebranych przez ECDC z 35 polskich szpitali wyniki są podobne jak w innych badanych krajach – do zakażeń dochodzi u ponad 6 proc. hospitalizowanych. NFZ rocznie płaci za ponad 8 mln hospitalizacji, liczba zakażeń wynosi ok. 500 tys. Co najmniej połowa z nich nie jest wykrywana, bo szpitale oszczędzają na badaniach mikrobiologicznych.

Do największej liczby zakażeń dochodzi najczęściej na oddziałach intensywnej terapii, gdzie pacjenci szczególnie narażeni są na nie z powodu obniżonej odporności organizmu, a także ze względu na to, że podlegają wielu zabiegom polegających na wkłuciach, drenowaniu, cewnikowaniu, a to najlepsze drogi do organizmu dla bakterii.


Epidemiolodzy od wielu lat alarmują o zbieranie danych na temat zakażeń, ale nikt ich nie słucha. Natomiast wojewódzkie stacje sanepidu zbierają tylko informacje o ogniskach zakażeń, czyli wtedy, gdy jedną bakterią zainfekowanych zostanie co najmniej dwóch pacjentów.


- Brak uzasadnienia do zbierania innych danych na szczeblu ogólnokrajowym – mówi dla GW Jan Bondar, rzecznik Głównego Inspektoratu Sanitarnego (GIS). Dodaje, że nie robi się tego

Wyborcza twierdzi, że nieprawdą jest, jakoby takich badań nie wykonywało się w "w żadnym cywilizowanym kraju”, jak zapewnia Bondar, bo np. w Stanach prowadzi się statystyki bakterii najczęściej wywołujących zakażenia szpitalne.

Zakażenia są też wynikiem warunków higienicznych w szpitalach – ECDC zauważa, że ich poprawa pozwoliłaby uniknąć aż jednej trzeciej takich zdarzeń.

Co prawda w naszym kraju w większości szpitali są zespoły ds. zakażeń, ale ograniczają się do papierkowej roboty, a nie rzeczywistych kontroli. Dyrektorzy szpitali tez niechętnie zlecają wykonywanie posiewów, które są kosztowne.
Dziennikarze GW sprawdzali, jak wygląda to w losowo wybranych polskich szpitalach i dane są zatrważające. Przykładem jest warszawski szpital na Banacha, który na udzielenie odpowiedzi potrzebuje aż dwóch miesięcy, bo musiałby dokonać „czasochłonnych wyliczeń” – znany jest głośny proces tej placówki w sprawie odszkodowania dla pacjentki, dla której wielokrotne zakażenie skończyło się trwałym kalectwem.

Podobnie jak w opisywanych wielokrotnie na naszych łamach przypadkach niechęci do prowadzenia statystyk błędów medycznych, jest z problemem zakażeń – potrzebna jest zmiana mentalności. To nieprawda, że jak coś wychodzi na jaw, to od razu oznacza, że placówka źle funkcjonuje, a wręcz odwrotnie – prawidłowo działają te jednostki, w których na bieżąco wskazuje się błędy, gdyż tylko tak można eliminować ich występowanie i być przygotowanym na ich rozwiązywanie.
Nie wiemy, jakie wnioski z badań przeprowadzonych przez ECDC wyciągną dyrektorzy naszych szpitali, wiemy natomiast, że oszczędzanie na badaniach epidemiologicznych to zbrodnia na pacjentach.
 
© 2025 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.