Biurokracja medyczna przyczyną agresji pacjentów wobec lekarzy
Pracownicy służby zdrowia rzadko zgłaszają przypadki agresji, jaka ich spotyka ze strony pacjentów. Ale pierwsze tego typu sprawy trafiają już do sądów. –Powodem agresji często jest przerost biurokracji – zauważa Porozumienie Zielonogórskie.
Najbardziej wulgarni i napastliwi bywają pacjenci trafiający na izby przyjęć oraz ich rodziny. – Tam można łatwo zarobić kopa w brzuch, a wyzwiska od k… to norma – opowiada „Dziennikowi Gazecie Prawnej” jedna z lekarek.
Jednak podobne sytuacje zdarzają się na każdym oddziale. Oficjalnie system Monitorowania Agresji w Ochronie Służby Zdrowia w ciągu ostatnich dwóch lat odnotował 94 takie przypadki. Ale niezarejestrowanych może być kilkadziesiąt razy więcej. – Nie zgłaszamy ich, bo to niczego nie zmieni – mówią zgodnie pracownicy szpitali. I wolą wynajmować ochroniarzy, by w razie czego bronili ich przed nieobliczalnymi pacjentami.
Profesor Wiesław Jędrzejczak, konsultant krajowy w dziedzinie hematologii, opowiada, że zdarzyło mu się uciekać na parking przed doprowadzoną do szału rodziną chorego, któremu nie mógł zaordynować konkretnego leczenia. Nie mógł, bo szpital nie otrzymałby za niego zwrotu pieniędzy z NFZ.
Jak zauważa „Dziennik Gazeta Prawna” agresję potęguje biurokracja. – Pacjenci wściekają się, kiedy prosi się ich choćby o dowód ubezpieczenia – opowiada Jacek Krajewski, prezes Porozumienia Zielonogórskiego.
Jednak podobne sytuacje zdarzają się na każdym oddziale. Oficjalnie system Monitorowania Agresji w Ochronie Służby Zdrowia w ciągu ostatnich dwóch lat odnotował 94 takie przypadki. Ale niezarejestrowanych może być kilkadziesiąt razy więcej. – Nie zgłaszamy ich, bo to niczego nie zmieni – mówią zgodnie pracownicy szpitali. I wolą wynajmować ochroniarzy, by w razie czego bronili ich przed nieobliczalnymi pacjentami.
Profesor Wiesław Jędrzejczak, konsultant krajowy w dziedzinie hematologii, opowiada, że zdarzyło mu się uciekać na parking przed doprowadzoną do szału rodziną chorego, któremu nie mógł zaordynować konkretnego leczenia. Nie mógł, bo szpital nie otrzymałby za niego zwrotu pieniędzy z NFZ.
Jak zauważa „Dziennik Gazeta Prawna” agresję potęguje biurokracja. – Pacjenci wściekają się, kiedy prosi się ich choćby o dowód ubezpieczenia – opowiada Jacek Krajewski, prezes Porozumienia Zielonogórskiego.