Plaga kradzieży w podlaskich szpitalach. Giną nawet deski klozetowe
Deski sedesowe, żarówki, fragmenty baterii - to najczęstsze łupy szpitalnych złodziei. Jedyny ratunek to monitoring.
Największy problem mamy w przyszpitalnych poradniach i na szpitalnym oddziale ratunkowym, gdzie przewija się tysiące osób - mówi Katarzyna Malinowska-Olczyk, rzecznik Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Białymstoku. - Kradzieże i akty wandalizmu zdarzają się tu nagminnie.
-Z łazienek w przyszpitalnych poradniach złodzieje wynoszą deski sedesowe, podajniki papieru toaletowego, dozowniki mydła, dające się odkręcić fragmenty armatury, metalowe odbijniki do drzwi - pisze "Gazeta Współczesna".
- Dotyczy to zwłaszcza łazienek męskich, skąd ginie praktycznie wszystko, co się da odkręcić - mówi Katarzyna Malinowska-Olczyk. - Bardzo trudno jest tym procederom zapobiec. Sami nie wiemy, jak nieraz niemały łup da się wynieść. Podejrzewamy, że skradzione elementy są sprzedawane np. na skupie złomu.
Bywa też, że okradani są pacjenci. - W ubiegłym roku nasze sprzątaczki często znajdowały portfele bez pieniędzy, ale z dokumentami - mówi pani rzecznik.
-Z łazienek w przyszpitalnych poradniach złodzieje wynoszą deski sedesowe, podajniki papieru toaletowego, dozowniki mydła, dające się odkręcić fragmenty armatury, metalowe odbijniki do drzwi - pisze "Gazeta Współczesna".
- Dotyczy to zwłaszcza łazienek męskich, skąd ginie praktycznie wszystko, co się da odkręcić - mówi Katarzyna Malinowska-Olczyk. - Bardzo trudno jest tym procederom zapobiec. Sami nie wiemy, jak nieraz niemały łup da się wynieść. Podejrzewamy, że skradzione elementy są sprzedawane np. na skupie złomu.
Bywa też, że okradani są pacjenci. - W ubiegłym roku nasze sprzątaczki często znajdowały portfele bez pieniędzy, ale z dokumentami - mówi pani rzecznik.