Ministerstwo Zdrowia nie radzi sobie z nadzorem nad swoimi instytutami
Eksperci Ministerstwa Zdrowia mają wiele trafnych rad dla organów założycielskich polskich szpitali. Samo ministerstwo jako organ założycielski kilkunastu szpitalnych instytutów radzi sobie jednak wyjątkowo kiepsko – wynika z raportu NIK. Jak sobie z tym powinno poradzić? Po prostu, wziąć sobie do serca rady udzielane przez swych ekspertów innym podmiotom – odpowiadali pytani przez nas specjaliści. I na przykład połączyć Centrum Zdrowia Dziecka z Instytutem Matki i Dziecka.
Ministerstwo Zdrowia doradza polskim wojewodom i starostom – czyli organom nadzorującym ok. 700 szpitali – konkretnie i twardo: sprawujcie lepszy nadzór nad szpitalami, albo zamieńcie je w spółki prawa handlowego. Samo jednak jest organem nadzorującym kilkunastu bardzo ważnych dla funkcjonowania polskiej ochrony zdrowia podmiotów.
Jak je nadzoruje? Fatalnie. Co pół roku wybucha gruba afera. Na przełomie lat 20011/12 chodziło o Centrum Onkologii na warszawskim Ursynowie. Ustąpił dyrektor, ministerstwo nie zostawiło suchej nitki n kierownictwie instytutu. Teraz afera dotyka Centrum Zdrowia Dziecka: jest wniosek, by zajęła się nim sejmowa komisja zdrowia.
Sprawą instytutów nadzorowanych bezpośrednio przez ministerstwo zdrowia zajęła się Naczelna Izba kontroli. Co stwierdziła? Najbardziej zadłużone szpitale w Polsce to instytuty podległe Ministerstwu Zdrowia - wynika z raportu izby. Według ustaleń Izby "w krytycznej sytuacji - najgorszej ze wszystkich szesnastu instytutów nadzorowanych przez Ministra Zdrowia - jest Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi". W placówce tej natychmiastowego uregulowania wymagają zobowiązania na 175 mln zł. Równie trudna - jak wskazano w raporcie - jest sytuacja Centrum Zdrowia Dziecka (CZD) oraz Instytutu Reumatologii.
Co powinno zrobić Ministerstwo Zdrowia w takiej sytuacji? Skorzystać z rad, jakich samo udziela zagrożonym równie jak ono organom nadzorczym. – I na przykład połączyć Centrum Zdrowia Dziecka z Instytutem Matki i Dziecka, które ma poważne kłopoty lokalowe – mówi Maciej Murkowski, ekspert ds. ochrony zdrowia. – No a w każdym razie powołać jedną osobę, czy komórkę, nadzorującą działanie całego systemu instytutów podległych ministerstwu, który rozważyłby ich konsolidację, albo oddanie na drodze przekształcenia w spółki prawa handlowego.
Komórka ta rozważyć by na przykład mogła dalsze istnienie Instytutu Gruźlicy i Chorób Płuc. Gruźlica była w Polsce problemem narodowym tuż po wojnie, na przełomie lat 40. i 50. Dziś jest problemem marginalnym, nie wymagającym utrzymywania instytutu. Tyle, że Instytut w tym czasie przebranżowił się i wbrew swej nazwie nie specjalizuje się już w gruźlicy, a w zwalczaniu raka płuc. A więc warty jest rozwiązania, samodzielności, czy wciągnięcia do instytutu onkologii?
-Ministerstwo mogło by się także zastanowić nad wypracowaniem w podległych sobie jednostkach zasad obsady stanowisk: ile zostawiamy profesorom, ile środowisku, ile menedżerom – mówi Adam Kozierkiewicz, ekspert ochrony zdrowia. –Tak by skuteczność leczenia, badania naukowe nie odbywały się kosztem gigantycznych długów – dodaje.
Tak czy owak: zdaniem NIK wyjątkową indolencję w kierowaniu podległym sobie podmiotami wykazuje nie kto inny, jak Ministerstwo Zdrowia. To szkodzi autorytetowi nie tylko ministerstwa, ale i całemu pakietowi proponowanych przez nie reform.
Jak je nadzoruje? Fatalnie. Co pół roku wybucha gruba afera. Na przełomie lat 20011/12 chodziło o Centrum Onkologii na warszawskim Ursynowie. Ustąpił dyrektor, ministerstwo nie zostawiło suchej nitki n kierownictwie instytutu. Teraz afera dotyka Centrum Zdrowia Dziecka: jest wniosek, by zajęła się nim sejmowa komisja zdrowia.
Sprawą instytutów nadzorowanych bezpośrednio przez ministerstwo zdrowia zajęła się Naczelna Izba kontroli. Co stwierdziła? Najbardziej zadłużone szpitale w Polsce to instytuty podległe Ministerstwu Zdrowia - wynika z raportu izby. Według ustaleń Izby "w krytycznej sytuacji - najgorszej ze wszystkich szesnastu instytutów nadzorowanych przez Ministra Zdrowia - jest Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi". W placówce tej natychmiastowego uregulowania wymagają zobowiązania na 175 mln zł. Równie trudna - jak wskazano w raporcie - jest sytuacja Centrum Zdrowia Dziecka (CZD) oraz Instytutu Reumatologii.
Co powinno zrobić Ministerstwo Zdrowia w takiej sytuacji? Skorzystać z rad, jakich samo udziela zagrożonym równie jak ono organom nadzorczym. – I na przykład połączyć Centrum Zdrowia Dziecka z Instytutem Matki i Dziecka, które ma poważne kłopoty lokalowe – mówi Maciej Murkowski, ekspert ds. ochrony zdrowia. – No a w każdym razie powołać jedną osobę, czy komórkę, nadzorującą działanie całego systemu instytutów podległych ministerstwu, który rozważyłby ich konsolidację, albo oddanie na drodze przekształcenia w spółki prawa handlowego.
Komórka ta rozważyć by na przykład mogła dalsze istnienie Instytutu Gruźlicy i Chorób Płuc. Gruźlica była w Polsce problemem narodowym tuż po wojnie, na przełomie lat 40. i 50. Dziś jest problemem marginalnym, nie wymagającym utrzymywania instytutu. Tyle, że Instytut w tym czasie przebranżowił się i wbrew swej nazwie nie specjalizuje się już w gruźlicy, a w zwalczaniu raka płuc. A więc warty jest rozwiązania, samodzielności, czy wciągnięcia do instytutu onkologii?
-Ministerstwo mogło by się także zastanowić nad wypracowaniem w podległych sobie jednostkach zasad obsady stanowisk: ile zostawiamy profesorom, ile środowisku, ile menedżerom – mówi Adam Kozierkiewicz, ekspert ochrony zdrowia. –Tak by skuteczność leczenia, badania naukowe nie odbywały się kosztem gigantycznych długów – dodaje.
Tak czy owak: zdaniem NIK wyjątkową indolencję w kierowaniu podległym sobie podmiotami wykazuje nie kto inny, jak Ministerstwo Zdrowia. To szkodzi autorytetowi nie tylko ministerstwa, ale i całemu pakietowi proponowanych przez nie reform.