
Czy Polak pić musi?
Tagi: | alkohol, ograniczenie, sprzedaż alkoholu, ograniczenie sprzedaży, Leszek Czupryniak, Maria Libura, Łukasz Jankowski, Magdalena Flaga-Łuczkiewicz, projekt ustawy |
Państwo nie podejmuje wystarczających działań, by ograniczyć nadmierne spożycie alkoholu, mimo że konsekwencje ekonomiczne i zdrowotne są oczywiste. Kolejne rządy ignorują sprawę, bo „wydaje się nierozwiązywalna”. Panuje przekonanie, że Polak musi się napić. Eksperci apelują o zmiany i podjęcie działań systemowych.
- W środę 22 października w siedzibie Naczelnej Izbie Lekarskiej odbyła się dyskusja na temat działań ograniczających spożycie alkoholu w porze nocnej
- Eksperci podkreślili, że nadmierne spożycie alkoholu w Polsce ma dramatyczny wymiar zdrowotny i społeczny. W ich ocenie potrzebne są rozwiązania edukacyjne, prewencyjne oraz systemowe, które wyznaczą ścieżkę dla pacjenta uzależnionego i pozwolą na wyjście z nałogu większej liczbie osób
- – Znaczna część pacjentów hospitalizowanych w dużych ośrodkach trafia tam z powodu powikłań wynikających z przewlekłego picia alkoholu. Potrzebne są rozwiązania strukturalne i terapeutyczne dla tych osób. Państwo tego nie widzi. Problem sam się nie rozwiąże – wskazał prof. Leszek Czupryniak
- Zdaniem dr Marii Libury obowiązkiem państwa jest wprowadzanie ograniczeń w dostępie do alkoholu, skoro jako społeczeństwo solidarnie finansujemy leczenie skutków jego nadużywania
- – Społeczeństwo musi „położyć kres normalizowaniu picia” i zrozumieć, że trzeźwość to warunek zdrowia, bezpieczeństwa i wolności – powiedział prezes NRL Łukasz Jankowski
Promocja alkoholu = normalizacja picia
Opublikowany 10 października rządowy projekt nowelizacji ustawy o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi ponownie trafił do konsultacji publicznych. W dokumencie zaszły zmiany w stosunku do projektu z marca br. Rząd wpisał do projektu ustawy zakaz sprzedaży alkoholu na stacjach benzynowych. Doszły także propozycje w zakresie dostępności napojów alkoholowych oraz ich sprzedaży na odległość (będzie możliwa wyłącznie dla przedsiębiorców posiadających stosowne zezwolenie). Projekt zwiększa także wymiar kary finansowej za nielegalną reklamę i promocję alkoholu (od 20 tys. zł do 750 tys. zł).
Prezes Naczelnej Rady Lekarskiej, dr Łukasz Jankowski, zwrócił uwagę na kluczowe założenia projektu nowelizacji ustawy. Jak podkreślił, celem zmian jest realne ograniczenie dostępności alkoholu oraz przeciwdziałanie jego normalizacji w życiu społecznym.
Podkreślił, że propozycje te są zgodne ze stanowiskiem Światowej Organizacji Zdrowia, która wskazuje ograniczanie dostępności alkoholu jako jedno z najskuteczniejszych działań zdrowotnych. Szczególnie istotny jest planowany zakaz reklamy i promocji piwa, także tzw. piwa bezalkoholowego.
Jankowski zaapelował też o refleksję nad kulturą picia w Polsce – zwłaszcza nad praktykami, które uczą dzieci, że alkohol to nieodłączny element świętowania. Jak zaznaczył, społeczeństwo musi „położyć kres normalizowaniu picia”.
Prezes NRL dodał, że projekt nie wprowadza nocnej prohibicji, o co zabiega samorząd lekarski.
Błędne koło
Jak wskazała dr Magdalena Flaga-Łuczkiewicz, pełnomocniczka ds. zdrowia lekarzy i lekarzy dentystów OIL w Warszawie, specjalistka psychiatrii, każdy wypity alkohol to ryzyko uzależnienia w przyszłości.
– Uzależnienie to choroba, która często przykrywa inne choroby. To powoduje błędne koło: widzimy uzależnienie, ale nie widzimy innych problemów zdrowotnych, jak na przykład depresję czy stany lękowe, które mogą być pierwotne i zwiększyć ryzyko uzależnienia, ale mogą być też wtórne i prowadzić do uzależnienia. Czasem jest to bardzo trudno rozgraniczyć – powiedziała psychiatra.
Wskazała, że w państwach, gdzie doszło do ograniczenia spożycia alkoholu, zmniejszyła się liczba agresywnych czynów, w tym przemocy domowych. – Alkohol to toksyna, która nas „odhamowuje”, czyli te zachowania agresywne, impulsywne występują częściej. Chodzi nam o to, aby ograniczyć impuls sięgania po alkohol. Utrudnienie dostępu do alkoholu ograniczy jego spożycie, są na to twarde dowody – wskazała ekspertka.
Jak dodała, alkohol jest tak samo groźny jak narkotyki, z tą różnicą, że jest społeczne i organizacyjne przyzwolenie na jego spożywanie. – W naszym kraju problemem jest też to, że wstydem nie jest picie alkoholu, ale wstydem jest leczenie się z alkoholizmu. Osoby, które podejmują próby wyjścia z tej choroby, są stygmatyzowane a te, które upijają się regularnie, nie są. Myślę, że to bardzo zły trend – oceniła dr Flaga-Łuczkiewicz.
– Szacuję, że jedna czwarta, a może nawet jedna trzecia pacjentów hospitalizowanych w naszym szpitalu na Banacha trafia tam dlatego, że przewlekle piją alkohol. To nie są tylko osoby z wysokim stężeniem alkoholu we krwi, ale przede wszystkim pacjenci z poważnymi somatycznymi i psychiatrycznymi konsekwencjami długotrwałego picia. Występuje u nich marskość wątroby różnego stopnia, toksyczne uszkodzenia wątroby czy ostre zapalenie trzustki – zwrócił uwagę prof. Leszek Czupryniak, specjalista chorób wewnętrznych i diabetologii, kierownik Kliniki Diabetologii i Chorób Wewnętrznych Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
Jak zaznaczył, skutki zdrowotne nadużywania alkoholu widać w każdej skali – od dramatów osobistych po ogromne koszty systemowe.
– Mamy co roku kilka zgonów młodych osób z powodu ostrego zapalenia trzustki albo toksycznego uszkodzenia wątroby. Narodowy Fundusz Zdrowia wydaje na leczenie tych pacjentów miliardy złotych. Jeśli jedna czwarta z tysiąca łóżek w szpitalu jest zajęta przez osoby z chorobami wynikającymi z picia alkoholu, to pokazuje skalę problemu – podkreślił prof. Czupryniak.
Karta DiLO dla pacjentów uzależnionych
Ekspert zwrócił również uwagę na brak systemowych rozwiązań i miejsc, do których można kierować pacjentów po zakończeniu ostrego leczenia. – Ratujemy ich życie, stabilizujemy stan zdrowia, ale potem często nie ma dokąd ich odesłać. Oddziałów odwykowych jest za mało. Potrzebny byłby system podobny do onkologicznego – chodzi o kartę DiLO, która prowadziłby pacjenta uzależnionego przez kolejne etapy leczenia – zaproponował.
Zdaniem specjalisty problem wymaga zarówno działań systemowych, jak i zmiany społecznej świadomości. – W krajach skandynawskich, gdzie alkohol jest droższy i trudniej dostępny, spożycie jest mniejsze. Ograniczenia takie jak nocna prohibicja mogą poprawić porządek publiczny, ale nie rozwiążą problemu nadużywania alkoholu. Kluczowa jest indywidualna odpowiedzialność i edukacja – tłumaczył profesor.
Prof. Czupryniak podkreślił też, że państwo nie podejmuje wystarczających działań, mimo że konsekwencje ekonomiczne i zdrowotne nadużywania alkoholu są oczywiste. – Kolejne rządy ignorują ten temat, bo wydaje się „nierozwiązywalny”. Panuje przekonanie, że „Polak musi się napić”. Tymczasem koszty społeczne i zdrowotne są gigantyczne – zaznaczył.
– Nie rozwiążemy tego problemu apelami, to muszą być systemowe działania na poziomie stworzenia ścieżki terapii dla uzależnionych, którzy chcą się leczyć. Potrzebne są rozwiązania strukturalne i terapeutyczne dla tych ludzi – wskazał prof. Czupryniak.
Alkohol odbiera wolność
Dr Maria Libura, ekspertka ds. zdrowia publicznego, zwróciła uwagę, że debata o alkoholu w Polsce zmierza w niebezpiecznym kierunku, dzieląc społeczeństwo na zwolenników „wolności upijania się” i tych, którzy postulują ograniczenie dostępności do alkoholu. Jak podkreśliła, postulaty takie jak zakaz nocnej sprzedaży detalicznej nie mają nic wspólnego z prohibicją — to działania oparte na danych pokazujących, że ograniczenie impulsowych zakupów alkoholu zmniejsza jego nadużywanie. – Moim pierwszym postulatem jest to, żeby nie nazywać tych działań nocną prohibicją, ponieważ kojarzy się ona z całkowitym zakazem dostępu do alkoholu. Tutaj jest to po prostu zakaz sprzedaży alkoholu w sklepie na wynos, nadal alkohol można kupić w barze i tam go spożyć – wskazała ekspertka.
Dr Libura przypomniała, że alkohol to substancja psychoaktywna, która wpływa na ocenę sytuacji i podejmowanie ryzykownych decyzji, nawet u osób pijących okazjonalnie.
Ekspertka wskazała także na potrzebę „odklejenia” idei picia od symboliki dorosłości i wolności. Negatywnie oceniła praktyki, które pokazują najmłodszym, że alkohol jest oznaką dojrzałości, oraz działania promujące piwa smakowe czy napoje niskoalkoholowe jako atrakcyjne produkty dla młodzieży, zwłaszcza dziewcząt. Jej zdaniem prowadzi to do przyzwyczajania młodych ludzi do regularnego sięgania po trunki.
Dr Libura podkreśliła również, że koszty społeczne i zdrowotne picia alkoholu najbardziej dotykają osoby uboższe, które tracą pracę, zdrowie i kontrolę nad swoim losem. – W rzeczywistości alkohol odbiera wolność, uzależnia i utrwala społeczne nierówności – powiedziała dr Libura.
Przeczytaj także: „A jednak rewolucja?”, „Projekt o przeciwdziałaniu alkoholizmowi ponownie do konsultacji”