Zniknie co czwarty szpital powiatowy
W ciągu ostatnich 20 lat w Niemczech zamknięto co piąty szpital. Bo to się opłacało, bo było rozsądne, bo małych niemieckich powiatów nie było stać na ich utrzymanie. Wszystko wskazuje na to, że podobnie stanie się w Polsce.
–W Polsce mamy starą, obowiązującą od z górą stu lat sieć szpitali. Anachroniczną, niedostosowaną do obecnych warunków medycznych. I kłopot polega na tym, że ona bardzo skutecznie broni się przed jakąkolwiek reformą czy próbą dostosowania do zmieniających się warunków – mówi Andrzej Mądrala, ekspert do spraw ochrony zdrowia i wiceprezydent Pracodawców RP.
Sieć budowano lata temu, gdy obowiązywała tzw. reguła furmanki. W praktyce oznaczała ona, że do najbliższego szpitala nie powinno być większego dystansu niż, który w kilka godzin pokonać mogła zaprzężona w konie karetka lub furmanka. I dlatego w Polsce – mamy szpitali siedemset. Sto lat temu to miało sens, ale dziś?
-To zdecydowanie za dużo. Powinno być ich znacznie mniej, by zapewnić, że w każdym z nich pacjent będzie leczony najnowocześniejszymi metodami, na najlepszym sprzęcie – mówi Maciej Murkowski, ekspert w dziedzinie organizacji ochrony zdrowia. Szpitale powiatowe stoją natomiast przez diabelską alternatywą: albo leczyć źle, przestarzałymi metodami, albo kupować najnowszy sprzęt, który będzie nie w pełni wykorzystany (bo brak będzie odpowiedniej liczby pacjentów) i popadać w coraz większe długi.
Dziś eksperci szacują, że optymalny szpital powinien funkcjonować na bazie regionu składającego się z pewnej liczby powiatów, by zapewnić odpowiedni poziom usług. –Tak jak w onkologii: Nie na bazie powiatu – bo za mały, nie na bazie województwa, bo powstawać by musiały trudno sterowalne molochy – oceniał prof. Tadeusz Pieńkowski z Europejskiego Centrum Zdrowia Otwock.
Tyle argumenty merytoryczne. A polityczne? Też mają ogromne znaczenie. – W każdym kraju, nie tylko w Polsce, szpital, ochrona zdrowia to często największy i najważniejszy pracodawca dla regionu, społeczności lokalnej – twierdzi Rob Ten Hoedt, analityk i wiceprezes firmy Medtronic. Jakie są tego skutki? Przede wszystkim polscy politycy rozpostarli parasol ochronny nad strukturą szpitali. I oni, i środowiska lokalne. I tylko on chroni dotychczasową strukturę i liczbę szpitali.
Na długo? W ocenie Łukasza Zalickiego, partnera Ernst & Young – to zależy od determinacji władz powiatowych. –I pewne jest, że w pierwszej kolejności znikną te szpitale, których władze powiatowe nie będą w stanie utrzymać bez groźby tarapatów budżetowych – mówi Zalicki.
Te tarapaty nadchodzą. Trudno sobie wyobrazić, by szpitale zamykano tuż przed wyborami samorządowymi. Ale zdaniem ekspertów – gdy tylko dobrną one końca czeka nas fala zamknięć szpitali podobna do niemieckiej, zniknie co piąty.
Ostatecznie kto zachowa szpital zdecydują politycy. A ich postawa już jest bardzo różna. Na jednym biegunie plasuje się Józef Sudoł – starosta złotoryjski zwrócił się z prośbą do marszałka województwa dolnoślaskiego Rafał Jurkowlańca o przejęcie powiatowego szpitala. Szpital powiatowy w Złotoryi jest zadłużony po uszy. Zobowiązania lecznicy sięgają 18 mln zł! Starostwo powiatowego nie stać na spłatę długów, bo samo jest w bardzo złej sytuacji finansowej.
Na zgoła odmiennej skrajnej pozycji osadzić trzeba z Ewarysta Matczaka, burmistrza Strzelna, który zapowiada, że nie będzie bierny wobec pomysłów likwidacji filii szpitala w tym mieście i połączenia ze szpitalem w stolicy powiatu - Mogilnie. Burmistrz grozi: jeśli nam zabierzecie nam filię odłączymy się od powiatu mogileńskiego i przejdziemy do inowrocławskiego.
Szkoda, że o ostatecznej mapie polskiej szpitali zadecydują ostatecznie ambicje polityków, nie względy merytoryczne i medyczne. Kto wybierze wariant strzelnieński, kto złotoryjski?
Sieć budowano lata temu, gdy obowiązywała tzw. reguła furmanki. W praktyce oznaczała ona, że do najbliższego szpitala nie powinno być większego dystansu niż, który w kilka godzin pokonać mogła zaprzężona w konie karetka lub furmanka. I dlatego w Polsce – mamy szpitali siedemset. Sto lat temu to miało sens, ale dziś?
-To zdecydowanie za dużo. Powinno być ich znacznie mniej, by zapewnić, że w każdym z nich pacjent będzie leczony najnowocześniejszymi metodami, na najlepszym sprzęcie – mówi Maciej Murkowski, ekspert w dziedzinie organizacji ochrony zdrowia. Szpitale powiatowe stoją natomiast przez diabelską alternatywą: albo leczyć źle, przestarzałymi metodami, albo kupować najnowszy sprzęt, który będzie nie w pełni wykorzystany (bo brak będzie odpowiedniej liczby pacjentów) i popadać w coraz większe długi.
Dziś eksperci szacują, że optymalny szpital powinien funkcjonować na bazie regionu składającego się z pewnej liczby powiatów, by zapewnić odpowiedni poziom usług. –Tak jak w onkologii: Nie na bazie powiatu – bo za mały, nie na bazie województwa, bo powstawać by musiały trudno sterowalne molochy – oceniał prof. Tadeusz Pieńkowski z Europejskiego Centrum Zdrowia Otwock.
Tyle argumenty merytoryczne. A polityczne? Też mają ogromne znaczenie. – W każdym kraju, nie tylko w Polsce, szpital, ochrona zdrowia to często największy i najważniejszy pracodawca dla regionu, społeczności lokalnej – twierdzi Rob Ten Hoedt, analityk i wiceprezes firmy Medtronic. Jakie są tego skutki? Przede wszystkim polscy politycy rozpostarli parasol ochronny nad strukturą szpitali. I oni, i środowiska lokalne. I tylko on chroni dotychczasową strukturę i liczbę szpitali.
Na długo? W ocenie Łukasza Zalickiego, partnera Ernst & Young – to zależy od determinacji władz powiatowych. –I pewne jest, że w pierwszej kolejności znikną te szpitale, których władze powiatowe nie będą w stanie utrzymać bez groźby tarapatów budżetowych – mówi Zalicki.
Te tarapaty nadchodzą. Trudno sobie wyobrazić, by szpitale zamykano tuż przed wyborami samorządowymi. Ale zdaniem ekspertów – gdy tylko dobrną one końca czeka nas fala zamknięć szpitali podobna do niemieckiej, zniknie co piąty.
Ostatecznie kto zachowa szpital zdecydują politycy. A ich postawa już jest bardzo różna. Na jednym biegunie plasuje się Józef Sudoł – starosta złotoryjski zwrócił się z prośbą do marszałka województwa dolnoślaskiego Rafał Jurkowlańca o przejęcie powiatowego szpitala. Szpital powiatowy w Złotoryi jest zadłużony po uszy. Zobowiązania lecznicy sięgają 18 mln zł! Starostwo powiatowego nie stać na spłatę długów, bo samo jest w bardzo złej sytuacji finansowej.
Na zgoła odmiennej skrajnej pozycji osadzić trzeba z Ewarysta Matczaka, burmistrza Strzelna, który zapowiada, że nie będzie bierny wobec pomysłów likwidacji filii szpitala w tym mieście i połączenia ze szpitalem w stolicy powiatu - Mogilnie. Burmistrz grozi: jeśli nam zabierzecie nam filię odłączymy się od powiatu mogileńskiego i przejdziemy do inowrocławskiego.
Szkoda, że o ostatecznej mapie polskiej szpitali zadecydują ostatecznie ambicje polityków, nie względy merytoryczne i medyczne. Kto wybierze wariant strzelnieński, kto złotoryjski?