Zdrowie to inwestycja. Co zyskamy na ustawie o zdrowiu publicznym

Udostępnij:
Nakłady całkowite na zdrowie muszą wzrosnąć. Średnio w krajach UE na zdrowie publiczne jest przeznaczane ok. 3 procent całkowitych wydatków na zdrowie. W Polsce zaledwie ok. 2 proc. i są to wydatki bardzo nieskoordynowane. Nakłady powinny wzrosnąć o co najmniej 50 procent, a sposób finansowania realizacji ustawy temu sprzyja - mówi Maciej Bogucki, ekspert ds. ochrony zdrowia Uczelni Łazarskiego.
Ustawa o zdrowiu publicznym, sztandarowy projekt Ewy Kopacz i Beaty Małeckiej-Libery ma zostać na dniach upubliczniona. Co stanowi główne założenia tej ustawy?

Przede wszystkim dzięki tej ustawie przejdziemy z anachronicznego systemu samego leczenia chorych na skoordynowane działania prozdrowotne. Poza samym efektem zdrowotnym, takie działania przełożą się także na wynik ekonomiczny i wzrost PKB. Projekt ustawy umożliwia wreszcie podejście do zdrowia na zasadzie inwestycji. Światowe doświadczenia i dane dobitnie wskazują, że inwestycje w zdrowie się opłacają. Trudno mi pojąć dlaczego Polska dotąd nie zainwestowała w zdrowie. Polskie nakłady publiczne na zdrowie są najniższe w Europie i ustawa ma szanse to zmienić.

W jaki sposób?

Nakłady całkowite na zdrowie muszą wzrosnąć i to głównie właśnie na zdrowie publiczne. Średnio w krajach Unii Europejskiej na zdrowie publiczne jest przeznaczane ok. 3 procent całkowitych wydatków na zdrowie. W Polsce zaledwie ok. 2 proc. i są to wydatki bardzo nieskoordynowane. Wydaje się, że nakłady powinny wzrosnąć o co najmniej 50 procent jeśli nie więcej, a sposób finansowania realizacji ustawy o zdrowiu publicznym temu sprzyja. Po pierwsze powstanie Fundusz Zdrowia Publicznego finansowany z wpływów z akcyzy na napoje alkoholowe, wyroby tytoniowe i gry hazardowe, a także innych dotacji. Będzie to jednak jedno z czterech źródeł finansowania zdrowia publicznego, które stanowią także ministerstwo zdrowia, samorządy oraz Narodowy Fundusz Zdrowia.

Kto będzie zarządzał pieniędzmi?

Pełnomocnik ds. zdrowia publicznego podległy premierowi.

Jaki będzie wpływ ustawy na ekonomię?

Na razie nie ma rzetelnych danych, które mogłoby go zobrazować, możemy mówić o założeniach lub celach. Rzeczywisty efekt poznamy za kilka lat. Istotne jest to, że dzięki ustawie pojawią się wspólne i skoordynowane działania prozdrowotne. Obecnie koszty związane z chorobami są wysokie. Ustawa zmienia optykę. Pokazuje, że należy inwestować w zdrowie, a nie tylko leczyć choroby. Tym bardziej, że oszczędności z tytułu chorób spowodowanych na przykład przez palenie tytoniu, czy też otyłość, chorób, których można byłoby uniknąć to miliardy złotych.

Ustawa może więc ingerować w styl życia obywateli.

Daleki byłbym od takiego stwierdzenia. Bardziej chodzi o działania edukacyjne, prozdrowotne. Ustawa nie będzie nic nakazywała, czy forsowała, choć stawia sobie za cel zapobieganie chorobom, poprawę zdrowia społeczeństwa. Ale zakłada także, co jest ogromnie ważne w naszym systemie, niwelowanie nierówności zdrowotnych, wspieranie innowacyjności, właśnie koordynacje działań na szczeblach lokalnym i centralnym.

Co jest najważniejsze w ustawie?

Najbardziej przełomowe zapisy dotyczą powołania przez samego premiera pełnomocnika rządu ds. zdrowia publicznego, co wskazuje na umocowanie tego zagadnienia w systemie. Pełnomocnik do dyspozycji będzie miał radę ds. zdrowia publicznego i komitet sterujący ds. Narodowego Programu Zdrowia, w który wejdą przedstawiciele prezydenta oraz poszczególnych ministerstw, co świadczy o wysokim szczeblu i decyzyjności tego ciała. Kolejnym ważnym elementem jest opracowanie Narodowego Programu Zdrowia, co stanie się do połowy 2016 roku, a który to zawrze w sobie konkretne propozycje programów zdrowotnych.

Czy ustawa będzie miała wpływ na system ochrony zdrowia jako taki?

Bezpośrednio nie, bo nie zmieni się od razu ilość i rodzaj świadczeń zdrowotnych. Ale jej znaczenie jest fundamentalne, ponieważ pojawia się nowe pojęcie zdrowia publicznego. W najbliższej przyszłości świadczenia mogą ulec zmianie biorąc pod uwagę skoordynowane działania prozdrowotne, które powinny przekładać się na zachowania lekarzy. Ustawa nie jest rozwiązaniem samym w sobie, ale stwarza warunki, aby podjąć działania na przykład na poziomie lekarza rodzinnego, co ma przełożyć się na ograniczenie umieralności i wpływać pozytywnie na pozostawanie Polaków w zdrowiu jak najdłużej.

Rozmawiała Marta Koblańska
 
© 2025 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.