Marzena Sygut-Mirek, Paweł Różanowski, Leszek Kraj, Andrzej Marszałek, Mateusz Oczkowski i Iga Rawicka
Marzena Sygut-Mirek, Paweł Różanowski, Leszek Kraj, Andrzej Marszałek, Mateusz Oczkowski i Iga Rawicka

Spełnione obietnice i niezaspokojone potrzeby w onkologii ►

Udostępnij:

Według szacunków Światowej Organizacji Zdrowia do 2050 r. liczba wykrywanych nowych przypadków raka wzrośnie z 22 do 35 mln. W krajach mniej rozwiniętych śmiertelność spowodowana nowotworami niemal się podwoi. W tym kontekście ważna jest odpowiedź na pytanie, gdzie jesteśmy – co udało nam się osiągnąć w onkologii i jakich rozwiązań potrzebujemy, aby pacjenci mieli realne szanse na pokonanie choroby. O problemach tych dyskutowali eksperci podczas panelu „Choroba onkologiczna to nie wyrok. Jest jednak warunek” na IX Kongresie Wizja Zdrowia – Diagnoza i Przyszłość – Foresight Medyczny.

Od lewej: Marzena Sygut-Mirek, Paweł Różanowski, Leszek Kraj, Andrzej Marszałek, Mateusz Oczkowski i Iga Rawicka

W sesji „Choroba onkologiczna to nie wyrok. Jest jednak warunek” uczestniczyli:

  • dr n. med. Agnieszka Jagiełło-Gruszfeld z Narodowego Instytutu Onkologii im. Marii Skłodowskiej-Curie w Warszawie,
  • dr n. med. Leszek Kraj z Kliniki Hematologii, Onkologii i Chorób Wewnętrznych Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego,
  • prof. dr hab. n. med. Andrzej Marszałek, konsultant krajowy w dziedzinie patomorfologii,
  • Mateusz Oczkowski, zastępca dyrektora Departamentu Polityki Lekowej i Farmacji Ministerstwa Zdrowia,
  • dr n. med. Katarzyna Pogoda, przewodnicząca Sekcji Raka Piersi Polskiego Towarzystwa Onkologii Klinicznej,
  • Iga Rawicka z Fundacji EuropaColon Polska,
  • dr n. med. Paweł Różanowski z Europejskiego Centrum Zdrowia Otwock.

Moderatorem byłem Marzena Sygut-Mirek z Termedii.

Nagranie poniżej, pod wideo spisane fragmenty panelu.

Dr n. med. Agnieszka Jagiełło-Gruszfeld z Narodowego Instytutu Onkologii im. Marii Skłodowskiej-Curie w Warszawie zwróciła uwagę, że ostatnia lista refundacyjna była niezwykle bogata w terapie dla chorych na raka piersi.

– W obszarze nowotworów piersi mamy kolejne rozszerzenie. Pierwsze zmiany w programach lekowych znalazły się na kwietniowej liście, a na obecnej – październikowej – kolejne. Dzięki zmianom mamy do dyspozycji niemal wszystko to, co koledzy w krajach Europy Zachodniej, znacznie bogatszych pod względem PKB i nakładów na ochronę zdrowia – wskazała.

W raku piersi jest coraz lepiej

– Na podkreślenie zasługuje fakt zamieszczenia na liście terapii uzupełniających w raku piersi, co najprawdopodobniej wpłynie na zmniejszenie liczby zgonów z powodu tego nowotworu. Część kobiet, które otrzymają wysokospecjalistyczne leczenie inhibitorami CDK4 i CDK6 w terapii uzupełniającej, nie będzie miała nawrotu choroby i w rezultacie nie umrze z powodu raka piersi. Mamy do dyspozycji dwa leki: abemacyklib – zarejestrowany w leczeniu chorych o wysokim ryzyku nawrotu i rybocyklib – dostępny od października dla pacjentek ze średnim i wysokim ryzykiem nawrotu. Leczenie abemacyklibem trwa dwa lata, a rybocyklibem aż trzy lata. Są to leki, które w jakiś sposób ratują życie pacjentkom – wyjaśniła dr Agnieszka Jagiełło-Gruszfeld.

– Na ostatniej liście pojawiły się też dodatkowe refundacje, np. lek składający się z dwóch elementów: trastuzumabu i pertuzumabu, czyli Phesgo, który poprawi jakość życia, ponieważ podawany jest podskórnie. Do tej pory musieliśmy podawać pertuzumab dożylnie. Kolejny element to kapiwasertyb, który jest lekiem dla bardzo szczególnej grupy pacjentek z mutacją PIK3CA i z różnymi alteracjami na ścieżce PI3K/AKT/mTOR. Jest on przeznaczony dla nielicznej grupy chorych z przerzutami. Dzięki tej terapii nie będą one musiały przez jakiś czas otrzymywać chemioterapii. Kapiwasertyb jest w stanie wydłużyć czas do progresji choroby i poprawić jakość życia – dodała.

Ekspertka zapewniła, że leki, które w tej chwili są dostępne w programie lekowym, spowodują, że pacjentki będą leczone na poziomie europejskim i na pewno jakość życia chorych będzie bardzo dobra.

Dr n. med. Katarzyna Pogoda, przewodnicząca Sekcji Raka Piersi Polskiego Towarzystwa Onkologii Klinicznej, stwierdziła, że dzięki zdobyczom nowej listy refundacyjnej pacjentki z rakiem piersi w Polsce są leczone bardzo dobrze, niekiedy nawet lepiej niż w krajach zachodnich.

– Przebywając na różnych zagranicznych spotkaniach, na przykład we Francji, dowiadujemy się, że tam nie mają pertuzumabu do podań przedoperacyjnych. To pokazuje, że nasze możliwości terapeutyczne są zdecydowanie lepsze. Tamtejsi lekarze nie mają do dyspozycji nawet zwykłej formy dożylnej, a my mamy już lek w formie podskórnej. Podobna sytuacja dotyczy pacjentek w Kanadzie. Polskie pacjentki są objęte bardzo dobrą opieką, leczymy je coraz dłużej i skuteczniej. To jednak powoduje nowe wyzwania – rośnie liczba wizyt lekarskich – wskazała.

– Potrzeby tej grupy chorych zostały w dużej mierze zaspokojone. Obecnie mamy jedynie ograniczony dostęp do pewnych narzędzi, dzięki którym można bardziej indywidualnie dobierać terapie. Tak jest np. w przypadku klasycznej chemioterapii. Chodzi o to, że u części pacjentek, które mają pośrednie ryzyko nawrotu choroby, być może chemioterapia nie jest potrzebna, ale klinicyści nie mają narzędzi, żeby to sprawdzić. Tymczasem zgodnie z międzynarodowymi wytycznymi od lat rekomendowane są testy wielogenowe, które pozwalają oszacować ryzyko nawrotu i przewidzieć korzyść z chemioterapii. Obecnie w niektórych sytuacjach nie jesteśmy pewni, czy pacjentka powinna otrzymać chemioterapię, czy nie. To dużo znaczy, bo chemioterapia ma działania niepożądane i często wyłącza chorą z życia na pół roku, a nawet dłużej. To są kobiety, które niejednokrotnie wychodzą z rynku pracy. Mając już nawet dobry dostęp do inhibitorów CDK4 i CDK6 we wczesnym raku piersi, chcielibyśmy mieć możliwość wykonywania testów, co pozwoli uniknąć chemioterapii pooperacyjnej u dużej grupy pacjentek – tłumaczyła dr Katarzyna Pogoda.

Nowotwory układu pokarmowego – nowe możliwości i aktualne potrzeby

Dr n. med. Leszek Kraj z Kliniki Hematologii, Onkologii i Chorób Wewnętrznych Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego podkreślił, że na nowej liście refundacyjnej pojawił się trastuzumab derukstekan – jedna z terapii bardzo wyczekiwanych przez środowisko onkologiczne.

Leszek Kraj

– Jest to terapia personalizowana, przeznaczona dla wąskiej grupy pacjentów z nadekspresją receptora HER2. Przełamuje ona oporność na wcześniej stosowane terapie anty-HER2. W raku żołądka stosujemy przecież terapie anty-HER2 za pomocą trastuzumabu w pierwszej linii leczenia już od ponad dekady, ale po raz pierwszy dostaliśmy narzędzie w sytuacji progresu choroby. Podłączenie do trastuzumabu toksyny powoduje przełamanie oporności. Potwierdzają to duże badania kliniczne, w których wykazano, że takie leczenie ewidentnie wpływa na rokowania pacjentów, wydłużając mediany przeżycia. To ponownie znaczny postęp w terapii tego nowotworu – tak jak wcześniej trastuzumab przekroczył medianę przeżycia 12 miesięcy w rozsianym raku żołądka w pierwszej linii, tak teraz trastuzumab derukstekan przekroczył medianę przeżycia 12 miesięcy w drugiej linii leczenia. W raku jelita grubego też jest dostępna nowa terapia – frukwintynib, który stosujemy w kolejnych liniach leczenia – mówił.

Ekspert podkreślił, że obecnie sporo terapii przechodzi z programu lekowego do katalogu chemioterapii.

– Takie podejście bardzo ułatwia pracę klinicystom poprzez uproszczenie procedur administracyjnych – tłumaczył.

Dr Leszek Kraj zwrócił uwagę, że nowotwory układu pokarmowego to bardzo heterogenna grupa.

Jak przyznał, w leczeniu systemowym raka jelita grubego generalnie mamy obecnie dostęp do większości terapii, które znajdują się w międzynarodowych wytycznych.

– W raku wątrobowokomórkowym natomiast jeszcze parę lat temu było bardzo trudno o leczenie systemowe. Pamiętajmy, że jest to specyficzny nowotwór, w którym w ogóle nie podaje się klasycznej systemowej chemioterapii, bo ona nie działa. Na szczęście w ostatnim czasie sporo się wydarzyło – ponad 2 lata temu pojawiła się immunoterapia, która jest stosowana w skojarzeniu z leczeniem antyangiogennym. Mamy też tzw. inhibitory kinaz. Jeśli zaś popatrzymy na wytyczne postępowania z pacjentem w pierwszej linii tego nowotworu, to obecnie brakuje nam dostępu do podwójnej immunoterapii – wskazał.

– Immunoterapia w połączeniu z leczeniem antyangiogennym była przełomem, ale niestety w przypadku tego nowotworu mamy grupę chorych – niedużą, jakieś 15–20 proc. pacjentów, u których możemy podać immunoterapię – nie możemy podać terapii antyangiogennej ze względu na bardzo duże ryzyko krwawienia. W związku z tym odpada ten program lekowy. Dla tych chorych potrzebujemy innego leczenia. Mamy dane dotyczące dwóch terapii, które wskazują na skuteczność właśnie tzw. podwójnej immunoterapii. I tego byśmy oczekiwali. To nie jest duża grupa pacjentów, bo ten nowotwór nie jest częsty – dotyczy ok. 2 tys. osób. 15–20 proc. z tej liczby to chorzy, którzy oczekują immunoterapii możliwej do zastosowania – dodał.

Ekspert odniósł się w szczegółach do podwójnej immunoterapii w schemacie STRIDE.

– Ten schemat leczenia jest o tyle ciekawy, że ta podwójna immunoterapia jest podwójna jedynie na początku. Tam są dwa leki podawane tylko raz, a potem de facto jest to monoterapia jednym lekiem. Jest to wygodne rozwiązanie i bardziej akceptowalne kosztowo – wyjaśnił.

Zaznaczył przy tym, że w przypadku tych dwóch podwójnych immunoterapii dysponujemy danymi z badań klinicznych, które jednoznacznie wskazują na korzyść w zakresie przeżycia całkowitego.

– W onkologii właśnie ten wskaźnik – czas przeżycia całkowitego – jest najtwardszym punktem końcowym, a w jednej z tych podwójnych immunoterapii ewidentnie jest on najwyższy spośród tych, jakie kiedykolwiek były notowane w historii badań klinicznych nad tym rzadkim i trudnym nowotworem – podkreślił.

– Podwójne immunoterapie są już stosowane w innych obszarach onkologii, np. w czerniaku, raku nerki. Znamy ich profil toksyczności, dlatego jesteśmy na nie gotowi i poradzimy sobie z nimi, jeśli nasi pacjenci otrzymają taką możliwość – zapewnił dr Leszek Kraj.

Iga Rawicka z Fundacji EuropaColon Polska podkreśliła, że pacjenci są bardzo wdzięczni za refundacje w obszarze raka jelita grubego i raka żołądka.

– Jeśli chodzi natomiast o nowotwór wątroby, to jest on takim rakiem, który nie daje specyficznych objawów. Kiedy objawy się pojawią, to choroba jest już na etapie zaawansowanym. Dlatego 5-letnie przeżycie w tym nowotworze jest bardzo niewielkie – ok. 10 proc. To jest też jeden z najtrudniejszych do leczenia nowotworów układu pokarmowego – mówiła.

Podkreśliła, że można żyć bez trzustki czy bez jelita, ale bez wątroby nie.

– Wątroba musi zostać przeszczepiona, a niestety nie mamy w Polsce bardzo pozytywnego nastawienia do transplantacji organów. Jeśli chodzi o przeszczepy od żywych dawców, to ten program jest jeszcze w powijakach – stwierdziła.

– Dlatego dziwi fakt negatywnej rekomendacji Agencji Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji w stosunku do wspomnianej przez dr. Kraja podwójnej immunoterapii w schemacie STRIDE. To jest bardzo smutna wiadomość, tym bardziej że lek ten znalazł się w TOP TEN ONKO wśród terapii, które powinny być refundowane i dostępne dla pacjentów. Zastanawiam się, co można zrobić, żeby tę rekomendację zmienić, bo ważne jest, aby pacjenci w pierwszej linii otrzymali skuteczne leczenie – dodała.

Zastępca dyrektora Departamentu Polityki Lekowej i Farmacji Ministerstwa Zdrowia Mateusz Oczkowski, odnosząc się do kwestii dostępności podwójnej immunoterapii w schemacie STRIDE, zaznaczył, że Ministerstwo Zdrowia przy podejmowaniu decyzji kieruje się efektywnością kosztową, czyli efektem terapii w zestawieniu z aspektem finansowym w stosunku do istniejących alternatyw.

Mateusz Oczkowski

– Kiedy tych alternatyw nie ma, jest trudniej, ponieważ mamy do czynienia z niezaspokojoną potrzebą i dużym wydatkiem na nową populację ze strony płatnika publicznego. Kiedy jednak są dostępne refundowane alternatywy, jest o wiele prościej. Wówczas w grę wchodzi jedynie kwestia porównania cenowego. I te terapie muszą być na podobnym albo niższym poziomie zgodnie z zasadami referencyjności wewnętrznej – wyjaśnił.

Odnosząc się do rekomendacji prezesa AOTMiT, zaznaczył, że zawsze zachęca do wydawania jasnych rekomendacji – albo pozytywnych, albo negatywnych, nigdy pośrodku w postaci rekomendacji warunkowych.

– Niestety sporo jest rekomendacji bez wyraźnego wskazania „tak” lub „nie”. Z tego tytułu procesy refundacyjne po naszej stronie się wydłużają i stanowią większe wyzwanie dla ministra odpowiedzialnego za politykę lekową – mówił Mateusz Oczkowski. Przedstawiciel Ministerstwa Zdrowia przypomniał, że resort patrzy przede wszystkim na niezaspokojone potrzeby, a w onkologii wiele luk zostało uzupełnionych.

– Wśród nowotworów układu pokarmowego takim obszarem jest rak wątrobowokomórkowy i rak przewodów żółciowych. Stanowi to główny obszar naszych prac na obwieszczenie styczniowe. Co do pozostałych schorzeń, czyli raka jelita grubego i raka żołądka, to ze względu na różny kres złożenia wniosków refundacyjnych, a jest ich po kilka, chcemy je procedować w podobnym czasie, ponieważ konkurencja działa bardzo mocno na redukcję cen. I tu możemy mówić raczej o obwieszczeniu kwietniowym – zapowiedział.

Przypomniał przy tym, że w samym raku wątrobowokomórkowym w pierwszej linii są trzy postępowania, dwie terapie skojarzone i jedna immunoterapia bez skojarzenia. Układanie refundacji w pewne działy tematyczne sprzyja wdrażaniu kilku terapii naraz.

Rak jajnika – jak diagnozować pacjentki oporne na cisplatynę?

Konsultant krajowy w dziedzinie patomorfologii prof. dr hab. n. med. Andrzej Marszałek podjął temat pacjentek z rakiem jajnika, dla których od października dostępna jest nowa opcja terapeutyczna. Chodzi o lek mirwetuksymab sorawtanzyna przeznaczony dla chorych na platynoopornego raka jajnika.

Od lewej: Leszek Kraj i Andrzej Marszałek

– Wpisanie do katalogu programu lekowego nowej terapii łączy się z wprowadzeniem dodatkowej diagnostyki. W tym kontekście mówimy o możliwości wskazania pacjentek, u których to leczenie będzie skuteczne. W wypadku omawianej terapii mowa o receptorze folianowym. Dodam jednak, że terapie wymagające dodatkowych oznaczeń są już na naszym rynku. Najpopularniejsze – HER2 czy receptory estrogenowe i progesteronowe – działają dokładnie na tej samej zasadzie. Trzeba zobaczyć, czy komórka nowotworowa na swojej powierzchni ma receptory i ewentualnie, ile, czyli ile ma ekspresji białka i czy zareaguje na dane leczenie – tłumaczył.

Receptor folianowy występuje w dużych ilościach u wszystkich ludzi w życiu płodowym. Potem zostaje wyciszany, ponieważ w dalszym rozwoju jest niepotrzebny.

– Nowotwory wykorzystują wszelkie możliwości zwiększania swojej aktywności. Jedną z takich cech komórek nowotworowych w raku jajnika jest obecność receptora folianowego, który jest potrzebny do tego, żeby komórki nowotworowe mogły produkować nowe. Aby zastosować nową terapię u pacjentek platynoopornych, należy sprawdzić, czy na powierzchni komórek nowotworowych występuje receptor folianowy i w jakiej ilości. Punkt odcięcia jest prosty: aby lek zadziałał, musi być co najmniej 75 proc. komórek, które mają tzw. średnią lub wysoką ekspresję tego receptora – mówił prof. Andrzej Marszałek.

– Jest to ocena półilościowa, prowadzona według określonych kryteriów. Wiele osób zastanawia się, czy nie należałoby tych badań robić wszystkim kobietom na samym początku procesu diagnostycznego. W mojej ocenie każdy racjonalizuje możliwość wykonania pewnych rzeczy, żeby oszczędzać siły i środki. Jeśli więc chcielibyśmy zrobić wszystko wszystkim, to wiemy, że to ekonomicznie nie zadziała – zaznaczył.

– Samo badanie wykonuje się z materiału, który i tak został pobrany, żeby ustalić rozpoznanie patomorfologiczne z wszystkimi elementami, które są potrzebne do prognozowania i opisania ewentualnej radykalności zabiegu i oceny cech, które mogą mieć wpływ na zastosowaną terapię. Chodzi o dodatkowe badanie immunohistochemiczne, które w skrócie nazywa się barwieniem. Można je wykonać w nieograniczonym czasie z materiału, który został pobrany na samym początku diagnozy i zabezpieczony. Skorzystanie z archiwalnego materiału nie stanowi problemu. Badanie z oceną i przekazanie wyników do uzupełnienia rozpoznania zajmuje 2–3 dni robocze. To nie jest kłopot. Otwarte zostaje pytanie, czy wykonywać je u wszystkich pacjentek. Uważam, że nie, ponieważ platynooporność nie pojawia się na samym początku choroby. Ponadto dostępność archiwalnego materiału nie jest problemem. Zgodnie z rozporządzeniem ministra zdrowia od 2017 r. taki materiał zabezpieczony w bloczkach trzeba przechowywać minimum 20 lat – wyjaśnił.

Problemem może być finansowanie badania, ponieważ Ministerstwo Zdrowia daje wprawdzie możliwość zastosowania terapii celowanej uszytej na miarę, ale już po stronie świadczeniodawcy leży ewentualne wykonanie badania, które oceni, czy ten czynnik występuje.

– Kłopotem jest to, że ten produkt nie jest odrębnie finansowany i takie badanie stanowi dodatkowy koszt dla szpitala. Jako przykład mogę podać jednorodne grupy badań patomorfologicznych – JGPato. Ten wyodrębniony produkt miał za zadanie odłączyć możliwość dostępu do wykonywania pełnego badania od tego, gdzie tę diagnostykę się przeprowadza. Wszystko po to, żeby nie było sytuacji, że podmiot, który powinien wykonać diagnostykę, ale nie będzie leczył pacjenta, nie jest zainteresowany wykonaniem badania – wyjaśnił prof. Andrzej Marszałek.

– Analogiczna sytuacja w zakresie oceny czynników predykcyjnych występuje w diagnostyce PD-L1. Jest to badanie, które ocenia ekspresję PD-L1 w komórkach nowotworowych i w komórkach układu odpornościowego. Ocena ta ma znaczenie w kwalifikacji pacjentów do immunoterapii w wielu nowotworach. To badanie też nie jest wycenione osobno, tylko zaszyte w procedurze, a zdarza się, że koszt badania łącznie z innymi niezbędnymi elementami rozpoznania patomorfologicznego znacznie przekracza koszt procedury zabiegowej – dodał.

Zdaniem Mateusza Oczkowskiego problemem jest to, że interesariusze najpierw walczą o refundację produktu handlowego, który ma być lekiem celowanym, a dopiero potem zaczynają „drukować” do niego diagnostykę.

– To jest odwrócony mechanizm refundacyjny. Jeśli interesariusz od razu wnosiłby o lek i diagnostykę, to wpływ na budżet byłby zupełnie inny. Wszystko dlatego, że przy zwiększonej diagnostyce automatycznie wzrasta liczba pacjentów. I nie jest ona skalkulowana w momencie, kiedy lek przechodzi przez proces refundacyjny. Jeśli chcemy decydować się na tak szeroką diagnostykę, to rozwiązaniem byłoby renegocjowanie umów na refundowany lek, bo populacja pacjentów, których ta procedura będzie dotyczyć, automatycznie wzrasta. To system naczyń połączonych, co finalnie wpływa na możliwości finansowe płatnika publicznego – wyjaśnił Mateusz Oczkowski.

Wyzwania terapeutyczne w raku pęcherza

Dr n. med. Paweł Różanowski z Europejskiego Centrum Zdrowia Otwock poruszył temat dostępności innowacyjnych terapii dla pacjentów z rakiem urotelialnym z przerzutami.

– Rak urotelialny najczęściej jest zlokalizowany w pęcherzu moczowym, ale może dotyczyć każdego odcinka układu moczowego – od cewki moczowej przez moczowód po miedniczkę nerkową. W chwili stwierdzenia przerzutów odległych – np. do wątroby czy płuc – staje się on najgorzej rokującym nowotworem w grupie raków układu moczowego, do których należą także rak nerki czy prostaty. Problemem jest to, że raka pęcherza rozpoznajemy 2–3 razy rzadziej niż np. raka piersi czy raka płuca, a jeśli jeszcze weźmiemy pod uwagę tylko populację, która ma przerzuty odległe, to jest ona kilkakrotnie mniejsza w porównaniu z wymienionymi nowotworami. A wielkość populacji docelowej jest istotna przy podejmowaniu decyzji refundacyjnych. Jeśli bowiem raka piersi czy raka płuca rozpoznajemy rocznie u zdecydowanie większej liczby osób niż raka pęcherza, to szansa na to, że znajdzie się wśród nich jakiś celebryta albo ważny urzędnik, jest większa. Nie oszukujmy się – to ma znaczenie. Także głos pacjentów cierpiących na częste nowotwory z racji wielkości populacji jest bardziej słyszalny. To także ma znaczenie – mówił.

– Nie mogę powiedzieć, że ten nowotwór jest zaniedbany, ponieważ niewątpliwie pacjenci mają dostęp do nowoczesnego leczenia. Niemniej jest to jedyny nowotwór, w którym już w pierwszej linii leczenia mocno odbiegamy od europejskich i światowych standardów, gdzie leczeniem z wyboru jest terapia łączona z użyciem dwóch innowacyjnych substancji czynnych. Mówimy o leczeniu, które wydłuża przeżycia całkowite z 16 do 32 miesięcy. To w onkologii jest rzadkość. Mówimy o leczeniu, które także dwukrotnie wydłuża czas przeżycia do progresji, i to nie o tydzień, nie o miesiąc czy dwa, ale z 6 do 12 miesięcy – podkreślił dr Paweł Różanowski.

Ekspert przyznał, że dziś dostępne dla pacjentów są oba nowoczesne leki: enfortumab wedotyny i pembrolizumab. Można je jednak otrzymać dopiero w kolejnych liniach, i to w monoterapii, podczas gdy terapia łącząca oba te leki już na początku leczenia choroby z przerzutami jest ogromnym przełomem, rzadko spotykanym w onkologii.

– Z badań klinicznych wynika, że liczba działań niepożądanych w stopniu nasilenia trzecim i czwartym, czyli tych najtrudniejszych dla pacjenta i lekarza, była niższa niż w przypadku tradycyjnej chemioterapii. Leczenie skojarzone łączące oba nowoczesne leki nie pogarszało jakości życia pacjentów, a to bardzo istotne. Równie ważne jest to, że coraz częściej klinicyści leczący różne nowotwory odchodzą od leczenia sekwencyjnego na rzecz stosowania nowoczesnych terapii jak najszybciej, już w pierwszej linii, bo to daje szanse większej liczbie chorych na dłuższe przeżycie – wyjaśnił.

– Marzy mi się, żeby rak urotelialny był leczony zgodnie z najnowszymi standardami od momentu stwierdzenia przerzutów. Nie walczę o terapię trzeciej, czwartej czy piątej linii, której skuteczność jest wątpliwa. To jest terapia przełomowa i powinna być stosowana już w pierwszej linii, która jest najważniejsza w każdej chorobie, nie tylko onkologicznej. Zdaję sobie sprawę, że terapia skojarzona nie jest odpowiednia dla wszystkich pacjentów, ale nie znam w onkologii terapii dla wszystkich. Na tym zresztą polega onkologia spersonalizowana, że leczenie powinno być przeznaczone dla odpowiedniej populacji pacjentów, a decyzja o zastosowaniu tej czy innej terapii powinna należeć do onkologa i pacjenta – mówił dr Paweł Różanowski.

Mateusz Oczkowski podkreślił, że w leczeniu raka pęcherza moczowego w tym roku nastąpiły duże zmiany.

– Wprowadziliśmy do programu trzy nowe terapie, o które zabiegali lekarze i pacjenci. To były terapie przeznaczone do stosowania w drugiej, trzeciej i czwartej linii leczenia, a teraz po pół roku eksperci ubiegają się o pierwszą linię. Jak widać, potrzeby bardzo szybko się zmieniają. Terapia skojarzona jest jedną z najdroższych terapii, jeśli chodzi o koszt dla płatnika w guzach litych i jednym z najbardziej kosztochłonnych procesów refundacyjnych na 2026 r. Dodatkową trudnością jest to, że leki składowe pochodzą od dwóch różnych firm farmaceutycznych, więc każda z nich będzie pilnowała swojego interesu. To pokazuje, że wyzwanie jest ogromne – tłumaczył przedstawiciel resortu zdrowia.

– Bez zdecydowanej współpracy dwóch podmiotów odpowiedzialnych i wypracowania odpowiedniej oferty finansowej terapia ta raczej będzie miała duże trudności, żeby dostać się do systemu refundacyjnego – dodał.

Dyrektor Oczkowski poinformował też, nad czym pracuje aktualnie Ministerstwo Zdrowia w zakresie obwieszczenia styczniowego.

– W obszarze onkologii będą podejmowane rozstrzygnięcia dotyczące terapii raka wątrobowokomórkowego i raka przewodów żółciowych. Teraz jest czas podjęcia decyzji w takim pakietowym rozwiązaniu, w tych dwóch obszarach jest bardzo duża liczba terapii, około ośmiu. Pozostałe decyzje refundacyjne w obszarach guzów litych w onkologii będą podejmowane przez panią minister na obwieszczenie kwietniowe, gdzie zbiegną się w czasie zakończenia procesów refundacyjnych leków na raka jelita grubego, raka żołądka, przełyku i raka płuca – wymienił. 

Menedzer Zdrowia youtube

 
© 2025 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.