
Licencja na chirurgię
Tagi: | Tomasz Banasiewicz, chirurgia, polska chirurgia, chirurg, chirurdzy, system ochrony zdrowia, narzędzia cyfrowe, świadczenia, wyceny świadczeń w chirurgii |
– Polska chirurgia potrzebuje ogromnych zmian, bo cały czas pracujemy w trybie sprzed kilkudziesięciu lat. Powinnismy opierać się na właściwie opracowanej elektronicznej bazie danych, narzędziach telemedycznych i elementach sztucznej inteligencji. To nie powinna być wizja przyszłości, tylko teraźniejszość – mówi „Menedżerowi Zdrowia” prof. dr hab. n. med. Tomasz Banasiewicz.
- Choć polska chirurgia dysponuje coraz większym potencjałem, wiedzą i możliwościami, są obszary, które wymagają istotnych zmian
- Chodzi o rozwój i odmłodzenie kadry specjalistów (średni wiek polskiego chirurgia to 60 lat). Potrzebne są zmiany w szkoleniu specjalizacyjnym. Konieczna jest rozwinięta informatyzacja, bo zadaniem chirurga, zabiegowca jest przede wszystkim operowanie, a nie uzupełnianie danych i informacji po raz kolejny
- Dużą barierą jest brak faktycznych centrów referencyjnych, co utrudnia współpracę pomiędzy ośrodkami
- Problemem są także nisko wycenione procedury chirurgiczne
- O tym, dlaczego dziś chirurgia w Polsce potrzebuje zintegrowanego, nowoczesnego podejścia, mówi „Menedżerowi Zdrowia” prof. dr hab. n. med. Tomasz Banasiewicz, kierownik Katedry i Kliniki Chirurgii Ogólnej, Endokrynologicznej i Onkologii Gastroenterologicznej Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu
Jaki jest stan polskiej chirurgii? Z jakimi wyzwaniami mierzą się lekarze chirurdzy w obszarze organizacyjnym, technologicznym i edukacyjnym?
Współczesna polska chirurgia stoi przed wieloma wyzwaniami w podanych zakresach. Nie chcę mówić, że jesteśmy w poprzedniej epoce, ale niewiele się zmienia i mam wrażenie, że te zmiany są dopiero przed nami. Przede wszystkim musimy mierzyć się z faktem, że struktura wiekowa w chirurgii jest daleka od satysfakcjonującej. Średni wiek chirurga w Polsce to niemal 60 lat. Mamy problem z naborem młodych osób, które chciałyby robić specjalizację chirurgiczną, odczuwamy w tym zakresie duże deficyty. Ponadto mamy problem z obsadzaniem miejsc rezydenckich. Z pewnością jednym z większych wyzwań jest odmłodzenie kadry specjalistów, ale musimy tym młodym lekarzom coś zaoferować – stworzyć zachęty i warunki do tego, aby chcieli tę specjalizację wybierać.
Myślę, że kluczem do odpowiedzi, jak tego dokonać, są zmiany, przed jakimi stoimy. Olbrzymia zmiana, która czeka nie tylko chirurgię, ale także cały system opieki zdrowotnej, a przynajmniej dużą jego część, to reorganizacja mentalno-administracyjno-technologiczna. Chodzi o to, że jesteśmy nadal na etapie trybu pracy, jaki był 20, 40, 60 lat temu. Mała różnica polega na tym, że zamiast pisać na maszynie, wpisujemy dane na komputerach. Mamy też dokumentację elektroniczną, ale sposób obiegu danych, sposób ich pozyskiwania, wykorzystania danych już istniejących w systemie, wciąż jest zdecydowanie zbyt niski.
W mojej ocenie powinniśmy bazować na systemie, w którym dane pacjenta, cała historia jego leczenia, zażywane leki, alergie, przebyte operacje, a nawet nałogi, powinny być wypełniane w odpowiednich formularzach przez pacjenta. Nie powinniśmy mieć do czynienia z sytuacją, w której lekarz – chirurg, zabiegowiec, którego zadaniem jest przede wszystkim operować – spędza czas na wpisywaniu po raz dwudziesty, że pacjent miał usunięty wyrostek w wieku 8 lat. Niestety dużo czasu spędzamy na odtwórczych i wtórnych działaniach. Za tymi reorganizacyjnymi działaniami kryją się także dokładne bazy danych, schematy i standardy postępowania. To już się powoli zmienia. Przykładem chaosu organizacyjnego jest Krajowy Rejestr Nowotworów, który opiera się na tym, że ten najmłodszy, najczęściej rezydent chirurgii, wypełnia wstecznie karty rejestrowe nowotworu, wpisując/wyciągając dane, które funkcjonują w tym samym czasie w innych systemach komputerowych. Chodzi na przykład o wyniki histopatologiczne, czy opisy badań radiologicznych. Jest to proces absurdalny, biorąc pod uwagę także fakt, że tworzy on gotowe pole do przekłamań. Dlatego ten organizacyjny przełom musi nastąpić. Zmiany powinny obejmować obieg dokumentacji, ale przede wszystkim obieg danych, i nie chodzi tylko o to, żeby te dane jedynie wpisywać do systemu. Jeżeli mamy pacjenta z wieloma czynnikami ryzyka, który wymaga przedłużonej antybiotykoprofilaktyki po zabiegu, a który był wielokrotnie operowany w ostatnim czasie i przebywał w różnych szpitalach, i gdy ten pacjent po zapisaniu automatycznie wszystkich jego danych pojawi się na oddziale, to możemy mieć wskazanie, jak w tym przypadku postępować. To byłby rodzaj alertu w systemie, w którym znajdowałaby się baza informacji dla lekarza. Na tym powinna polegać zmiana organizacyjna. Musimy nauczyć się wykorzystywać dane i aplikacje medyczne dla użytkownika. Każdy, kto ma konto w banku, jest w stanie wszystko zrobić w telefonie w sposób łatwy i szybki. Także lekarz powinien mieć wgląd do portalu pacjenta, który powinien stanowić dla niego wsparcie, a nie być dodatkowym obowiązkiem.
Czeka nas konieczność wykorzystania narzędzi telemedycznych, przerzucenia części prostych porad, monitorowania leczenia, prowadzenia pacjenta przez aplikacje, przez kontakt zdalny. Mamy takie rozwiązania, sam opracowywałem jedną z działających jako wsparcie aplikacji (aplikacja iWound). Wiemy, że bez utraty jakości leczenia możemy zmniejszyć liczbę wizyt stacjonarnych, „wygospodarować” czas personelu medycznego, i ułatwić szybsze wyjście pacjenta do domu. Ministerstwo Zdrowia nie ma żadnego skoordynowanego pomysłu na taki system – system, który mógłby wykorzystać istniejące rozwiązania (portal pacjenta na przykład), ale też wprowadzać elementy sztucznej inteligencji. Raz jeszcze: to nie jest wizja przyszłości, to powinna być już teraźniejszość. Ale organizowana, określana na szczeblu centralnym, by była spójnym pomysłem.
Oczywiście zmiany organizacyjne to również zmiany polegające na szkoleniu specjalizacyjnym. I to jest ta druga istotna kwestia. Podejmowaliśmy wiele prób, aby podwyższyć standard takich szkoleń. Niestety z uwagi na podejście poprzednich decydentów z różnych stron politycznych niewiele udało nam się dokonać. Teraz mamy kolejną próbę i kolejne rozdanie. Chcemy urealnić program specjalizacji chirurgicznej. Chcemy wprowadzić elementy konieczne, wartościowe i cenne, takie jak symulatory medyczne wysokiej wierności, trenażery laparoskopowe i robotowe, aby ten młody rezydent niczym pilot samolotu, zanim poleci w swój pierwszy dyżurowy rejs, te procedury bezpiecznie, w bezpiecznym środowisku trenażerowym przerobił. Niestety często lekceważymy możliwości wsparcia technologicznego i bezpieczeństwa w medycynie, także w chirurgii. Bo nikt nie dostanie licencji pilota bez wyrobienia odpowiedniej liczby godzin na symulatorze i zdania testów. Pilot odpowiada za setki ludzi na pokładzie. W skali miesiąca czy roku chirurg odpowiada także za setki istnień ludzkich. Nikt nie myśli o tym, aby w procesie szkolenia zagwarantować młodemu chirurgowi możliwość przejścia tej pierwszej operacji na trenażerach i wymagać jednocześnie, aby zamknął ten etap zaliczeniem egzaminu – niezbędnego w celu pokazania podstawowych umiejętności.
Kolejną kwestią, którą można określić jako mankament systemu, jest brak faktycznych centrów referencyjnych. Często używamy określenia szpital pierwszej, drugiej, trzeciej referencji, ale w praktyce to nic nie znaczy. Każdy ośrodek chirurgiczny ma swoją „działkę”, czyli coś, w czym najbardziej się specjalizuje. Z definicji powinien być takim miejscem, które może służyć pomocą innym ośrodkom.
Nasz ośrodek ma duże doświadczenie w tak zwanych trudnych brzuchach, czyli w przypadkach, gdzie wystąpiły poważne powikłania, takie jak przetoki jelitowe. W ciągu miesiąca kierowanych jest do nas kilka–kilkanaście próśb o pomoc, ale nie mamy możliwości, aby realnie tego wsparcia udzielić i przyjąć tych pacjentów, ponieważ w tym samym czasie, jako placówka wysokoreferencyjna, musimy zaopatrywać SOR i w skali miesiąca wykonać np. kilkanaście zabiegów usunięcia wyrostków robaczkowych, często u pacjentów z oddalonych miejscowości, gdzie są szpitale, oddziały chirurgiczne. Czasem z tych właśnie ośrodków, z których nie możemy przyjąć trudnego pacjenta, bo jesteśmy obłożeni dość banalnymi wyrostkami, które można zoperować w każdym oddziale chirurgicznym. W ośrodkach z doświadczeniem w danych zakresach tracimy potencjał i doświadczenie, nie umiemy tworzyć wsparcia dla ośrodków. Paradoks polega na tym, że operujemy te wyrostki, tym samym często odsyłając pacjentów ze schorzeniami trudnymi, bo nie mamy gdzie ich położyć. Absolutnie nie chodzi o negowanie szpitali powiatowych. Wiele lat temu, nie mając etatu, wykonywałem specjalizację w ramach wolontariatu w klinice, pracując, dyżurując i zarabiając w szpitalach powiatowych, na SOR, w Lotniczym Pogotowiu Ratunkowym. Wiele lat pracowałem na chirurgii w oddziałach powiatowych i bardzo cenię sobie tam pracę. Ale tym bardziej mam świadomość, jak trudno jest z poziomu szpitala powiatowego uzyskać pomoc w ośrodku klinicznym. W mojej ocenie referencyjność ośrodków powinna być priorytetem Ministerstwa Zdrowia. Powinna powstać ogólnodostępna interaktywna baza, która określałaby katalog potrzeb i liczbę ośrodków, które specjalizują się w wykonywaniu danych procedur. Na przykład, jeżeli pacjent ma problem z kalectwem dróg żółciowych czy z powikłaniem po operacji wątroby, to pokazują mu się cztery ośrodki w Polsce, do których dzwoni i ten pacjent jest przyjmowany w trybie 24 czy 48 godzin. Dobrym przykładem sprawnej organizacji są ośrodki zajmujące się oparzeniami. To w zasadzie jeden z nielicznych systemów organizacji, gdzie te rozwiązania się sprawdzają.
Konieczna jest zatem bardzo duża praca organizacyjna na szczeblu centralnym z pełnym udziałem środowiska chirurgicznego. Podaję te najważniejsze przykłady, jednak tych wyzwań jest naprawdę dużo więcej.
Korzystając z okazji, chciałbym wskazać na jeszcze jedną bolączkę systemu, czyli jakość leczenia i ścieżkę pacjenta. W Polsce mamy medycynę proceduralną – Narodowy Fundusz Zdrowia płaci za procedury. Nadal nie umiemy stworzyć modelu, w którym celem nie będzie samo wykonanie procedury. Obecne dla płatnika nie ma większego znaczenia, czy pacjent przeżył, czy nie. Mamy do czynienia z zaburzeniem całej koncepcji leczenia, jeżeli płatnik płaci tyle samo bez względu na efekty. Musimy stworzyć ścieżkę diagnostyczno-leczniczą, która będzie jasna dla wszystkich, dla pacjenta też. Bo on musi wiedzieć, jaką ścieżkę wybiera i dokąd ona prowadzi. Na razie jest tak, że pacjent dramatycznie stara się gdzieś trafić, zrobią mu procedurę, wypiszą i on znowu zostaje sam z tą walką. Jeżeli nie stworzymy map drogowych i nie opracujemy rzetelnych strategii, ścieżka pacjenta będzie cały czas zaburzona. Niewiele zrobimy bez strategii, nie pójdziemy dalej. Mając strategię, możemy ją rozbudowywać i udoskonalać.
Jak przebiegają rozmowy z resortem zdrowia w kontekście najważniejszych postulatów środowiska chirurgicznego? Na jakie procesy Ministerstwo Zdrowia daje zielone światło?
Po raz pierwszy od wielu lat, kiedy uczestniczę w tych działaniach i rozmowach, mogę powiedzieć, że mamy partnera do rozmów, jednak to wszystko przebiega wolno. W ważnych aspektach nadal nie zostały podjęte działania wykonawcze. Odbywamy natomiast dobre, sensowne, robocze spotkania. Rok temu, kiedy obniżono wycenę dla części procedur chirurgicznych, podjęliśmy się walki o to, aby te procedury urealnić. W ciągu kolejnych miesięcy odbyliśmy wiele rozmów z przedstawicielami Ministerstwa Zdrowia, Narodowego Funduszu Zdrowia i Agencji Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji, podczas których wykazywaliśmy potrzebę zwiększenia stawek za procedury chirurgiczne. Udało nam się w końcu dojść do porozumienia – wyceny procedur zostały podwyższone. Co więcej, zaczynamy wspólnie tworzyć nowe świadczenia, bardzo nowoczesne, takie jak endoskopowe podśluzówkowe wycięcie wczesnych form raka, które pierwotnie nie znalazło się w katalogu świadczeń. Do tej pory tego typu zabiegi nie były docenione i odpowiednio wycenione, a stanowią świetną metodę, która zastępuje zabieg operacyjny. Jest ona droższa niż zwykła endoskopia, ale nieporównywalnie tańsza niż zabieg operacyjny. Widzimy więc, że w zakresie strategii wycenowej rozmowy z resortem zdrowia zaczynają nabierać realnych efektów.
Jeśli chodzi o rozmowy na temat specjalizacji, to mamy zielone światło. Konsultant krajowy w dziedzinie chirurgii ogólnej profesor Jerzy Sieńsko koordynuje te działania. Ja także mam przyjemność uczestniczyć w pracach tego zespołu. Muszę docenić gest kierownictwa Ministerstwa Zdrowia, ponieważ zorganizowaliśmy pierwsze plenerowe chirurgiczno-integracyjno-naukowe spotkanie, Chicamp, taki chirurgiczny Woodstock, który był wielkim wyzwaniem zwłaszcza dla młodych osób, które rozpoczęły specjalizację z chirurgii lub o niej myślą. Na pole namiotowe przyjechała do nas ówczesna minister zdrowia Izabela Leszczyna i rozmawialiśmy o szkoleniu specjalizacyjnym. Nie bała się tych rozmów, a ich efektem była zgoda na konkretne działania. Do końca roku chcemy zamknąć ten temat. Co do ścieżki pacjenta – udało się ruszyć tę kwestię, jeżeli chodzi o kompleksowość. Wiem, że temat prehabilitacji pojawia się już w wypowiedziach przedstawicieli ministerstwa i pani minister. Jesteśmy po spotkaniach w sejmowych komisjach zdrowia, po rozmowach z Krajową Radą Onkologii i będziemy to stopniowo wprowadzać. Jednak mówiąc całkowicie szczerze, przy dużej sympatii do rozmówców, brakuje mi tempa tych działań i wykonawczości. Może dlatego, że my, chirurdzy, jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że przystępujemy do zabiegu, wykonujemy go i zamykamy, czyli przystępujemy do realizacji zadania, domykamy wszystko i nadajemy mu status „zrealizowane”. Takiego podejścia brakuje mi po stronie decydentów.
Brakuje kompleksowej koncepcji opieki nad pacjentami, czyli tego, od czego powinniśmy zacząć. Każda część systemu, o której dyskutujemy, każdy detal powinien pasować do ogółu. Najpierw musimy zbudować ogólny zarys, a potem wspinać w niego pojedyncze elementy. Chodzi na przykład o refundację opatrunków, wycenę procedur. Na razie tych elementów nie mamy do czego podpinać. Z tego powodu występują pewne sprzeczne ścieżki w realizacji procedur i braki w zaopatrzeniu.
W ostatnim czasie Ministerstwo Zdrowia zwróciło uwagę na wyceny w chirurgii robotowej. Tutaj te kwoty poszły w górę. Jak pan ocenia takie decyzje?
Wyceny poszły w górę, ale tylko w zakresie wybranych procedur. Należy podkreślić, że wyższa wycena nie oznacza, że mówimy o pełnym pokryciu kosztów procedury w rozumieniu ekonomicznym, a więc, że policzymy sprzęt, narzędzia i amortyzację robota. W tych wyliczeniach brakuje jeszcze takich detali, jak praca personelu, opieka nad pacjentem, kompleksowość opieki nad pacjentem, jak również czegoś, co może mieć wpływ na zysk szpitala, który musi przecież się rozwijać.
Mówiąc o sposobie liczenia, trzeba także zaznaczyć, że implikuje on błędne koło. Podam przykład. Na każdym oddziale chirurgii rehabilitacja pacjenta jest bardzo ważna. Pacjent powinien być uruchamiany, usprawniany, na oddziale powinni być rehabilitanci, a ich nie ma, bo nie ma takich wymogów. Szpital zatem nie zabezpiecza rehabilitantów. To powoduje, że placówka podaje wycenę procedury i wylicza, że koszt opieki rehabilitanta na pacjenta przykładowo jest rzędu 4 zł i nie dlatego, że taka opieka jest dobra albo że taka wystarczy, tylko dlatego, że jak przeliczy się godzinę pracy rehabilitanta obsługującego cztery oddziały na pacjenta, to wychodzi, że spędził on przy jednym chorym średnio 7 minut, więc kosztował 4 zł. NFZ po kalkulacji płaci te 4 zł, ale nie tędy droga. Stawka powinna być wyższa, żeby pacjent był rehabilitowany realnie, w koniecznym zakresie, ale za to mamy pacjenta, który wyjdzie wcześniej do domu i szybciej wróci do pracy. Tego właśnie nie ma w naszych rozmowach. Brakuje kompleksowego spojrzenia, a zatem znowu wracamy do tego, że nie płacimy za wyleczonego człowieka, który wróci do aktywności zawodowej.
Wracając do chirurgii robotowej, dobrze, że te procedury weszły, jest to dobry kierunek, ale on nadal nie jest kierunkiem progresywnym. W wielu procedurach nie pokrywa tych realnych kosztów. Nazwałbym to raczej etapem pośrednim – zauważono, wprowadzono, ale idźmy dalej, zwłaszcza w tych zakresach, w których chcemy chirurgię robotową rozwijać. Uważam też, że chirurgia robotowa nie może prowadzić do tego, że jeżeli mamy robota, to jesteśmy lepsi. Chirurgia robotowa powinna być używana w ośrodkach, które posiadają kompleksowość w leczeniu pacjenta, gdzie na oddziale jest dostępny zarówno dietetyk, jak i rehabilitant. I takie procedury powinny być dobrze opłacane. Należy zwrócić uwagę również na odsetek leczenia powikłań. Do naszego ośrodka trafia bardzo dużo pacjentów z powikłaniami. Dobrze, że zabieg został wykowany, ale jeżeli pojawiła się nieszczelność zespolenia, którego leczenie prowadzone jest metodami sprzed 50 lat, to – powtórzę – nie tędy droga. Robot powinien być zwieńczeniem ścieżki, czyli tej nowoczesnej strategii leczenia pacjenta i kompleksowości opieki nad nim. Jeżeli dany ośrodek nie potrafi czy nie ma możliwości zaopatrzyć powikłania, to kupienie robota niewiele zmieni. Sam robot nie rozwiąże problemów leczniczo-diagnostycznych, z którymi zmaga się szpital. Zoperowanie nim nie oznacza z automatu lepszej jakości leczenia.
Które z nadchodzących konferencji i wydarzeń naukowych w Polsce i Europie będą najistotniejsze dla środowiska chirurgicznego?
Najważniejszym wydarzeniem jest bez wątpienia 72. Kongres Towarzystwa Chirurgów Polskich, który odbędzie się w od 22 do 25 października w Warszawie. Jest to najbardziej przekrojowy zjazd, podczas którego będziemy poruszać najważniejsze tematy związane z chirurgią. Kongres jest bardzo dużym przedsięwzięciem organizacyjnym, jeżeli chodzi o liczbę poruszanych tematów oraz liczbę uczestników. Jego program jest bardzo bogaty zarówno w części wykładowej, warsztatowej, jak i dyskusyjnej. Będziemy rozmawiać o wszystkich podstawowych zakresach chirurgii – minimalnie inwazyjnej, narządowej, w tym o zabiegach przewodu pokarmowego. Będzie mowa o chirurgii endokrynologicznej, otyłości, jak też szeroko rozumianej onkologicznej. Będziemy rozmawiać o tym, co towarzyszy leczeniu pacjenta chirurgicznego, a więc o jego usprawnianiu, żywieniu, prehabilitacji, opiece pooperacyjnej. Przejdziemy także do zagadnień ogólnych, takich jak postępowanie w przypadku zakażeń, postępowanie z raną pooperacyjną, w ramach bloku operacyjnego. Podsumowując, podyskutujemy szczegółowo na temat danych zakresów tematycznych, jak na przykład rak jelita grubego, ale poruszymy również kwestię ogólnych strategii, zachęcając do dyskusji, jak optymalnie stosować antybiotykoterapię u pacjentów z ciężkimi zakażeniami chirurgicznymi.
Jeżeli chodzi o pozostałe wydarzenia, bardzo cenię sobie konferencje multidyscyplinarne, czyli takie, gdzie chirurgia przeplata się z innymi dziedzinami. 14 i 15 listopada w Poznaniu organizujemy konferencję, która w całości poświęcona jest problemom mieszczącym się na styku dwóch dziedzin: gastroenterologii i chirurgii w ujęciu praktycznym. Będziemy omawiać przypadki pacjentów z chorobami zapalnymi jelit, z zapaleniem trzustki, chorobą wątroby, dróg żółciowych. Jest bardzo dużo chorób, gdzie na pewnym etapie pacjenta prowadzi gastroenterolog, a w pewnym momencie dołącza chirurg, a po leczeniu chirurgicznym znowu gastroenterolog. Pierwsza edycja naszej konferencji Przewód Pokarmowy cieszyła się bardzo dużym zainteresowaniem, dlatego zdecydowaliśmy o organizacji kolejnej edycji. Konferencję przeprowadzamy w nieco innym module – pokazujemy ścieżki pacjenta, a więc tworzymy scenariusz pacjenta, u którego wystąpił określony problem, i krok po kroku analizujemy wszystkie etapy, możliwe powikłania i scenariusze leczenia tego chorego.
Należy wspomnieć również o konferencji profesor Małgorzaty Kołodziejczak poświęconej specjalistom z zakresu proktologii. Wydarzenie będzie skupiało się na stanach, które mogą interesować każdego chirurga, a więc takich jak stany nagłe, ostre, jak zaostrzenie choroby hemoroidalnej czy ropień okołoodbytniczy. Tam znajdą się praktyczne wskazówki, jak radzić sobie z takimi zdarzeniami.
Ważnym wydarzeniem z mojego punktu widzenia będzie także siódma edycja konferencji Prehabilitacja – 4 i 5 października w Poznaniu – podczas której będziemy wspomagać wiedzą i doświadczeniem osoby, które chciałyby wprowadzać prehabilitację na oddziałach zabiegowych, chirurgicznych. Cieszy mnie fakt, że mamy w Polsce ośrodki, w których prehabilitacja jest stałym elementem przygotowania pacjentów do zabiegów.
Trzeba podkreślić, że są to tylko wybrane aktywności. W skali Europy jest ich znacznie więcej, natomiast głównym wydarzeniem będzie na pewno Zjazd Towarzystwa Chirurgów Polskich w Warszawie.
Proszę powiedzieć, w jaki sposób uczestnictwo w takich wydarzeniach przekłada się na praktykę kliniczną i rozwój młodych lekarzy? Czy tutaj jest obszar do tego, aby młodych chirurgów utwierdzać w przekonaniu, że dokonali właściwego wyboru, a medyków będących jeszcze przed wyborem specjalizacji zachęcić, aby poszli w kierunku chirurgii?
Zdecydowanie. Takie konferencje mają nie tylko walor edukacyjny, ale także dyskusyjny, środowiskowy. Coraz częściej na konferencjach odchodzimy od schematu powtarzania tych samych wykładów. Skupiamy się na elementach paneli dyskusyjnych z udziałem publiczności. Faktycznie jest tak, że walczymy o tych młodych uczestników i to jest niestety pewien problem. Młodzi medycy, którzy zaczynają swoją edukację, mają mnóstwo obowiązków na oddziałach. Mają zobowiązania dotyczące realizacji programu stażowego, praktyk, kursów. Udział w konferencjach jest dla nich zawsze wyborem. Nie mogą sobie pozwolić, aby uczestniczyć we wszystkich zjazdach. Dlatego proponujemy, aby konferencje naukowe wprowadzić do programu szkolenia specjalizacyjnego. To powinna być wartość dodana dla uczestnika. Konferencje powinny być liczone jako staż, część szkolenia w znacznie większym zakresie niż to, w jakim odbywa się do tej pory.
Te wielkie konferencje i zjazdy są także adresowane do tych młodych adeptów chirurgii, którzy decyzję o wyborze specjalizacji już podjęli. Natomiast moją inicjatywą było zorganizowanie wspomnianej konferencji Chicamp, czyli wydarzenia skierowanego do wszystkich zawodów medycznych związanych z chirurgią, którego celem jest promocja chirurgii. To wydarzenie ma pokazać przede wszystkim dwie rzeczy. Po pierwsze, że chirurgia jest naprawdę bardzo ciekawa. Pokazywaliśmy mnóstwo aspektów związanych z otoczeniem chirurgii, jak wiele w tym zakresie można robić i jak wiele osiągać. Chicamp pokazał również, że chcemy jako środowisko być bardziej zintegrowani, realizować się i pracować bez podziałów. Chcemy być środowiskiem, gdzie młody lekarz może podejść do doświadczonego profesora i po prostu z nim porozmawiać, zapytać się, zobaczyć, jak to należy wykonać w praktyce. Dlatego jestem ogromnym zwolennikiem tego typu wydarzeń promujących chirurgię. Jestem przekonany, że po tegorocznej edycji będę kontynuował Chicamp i organizował wydarzenia, które kreują zainteresowanie chirurgią. Uważam, że mieliśmy w Polsce deficyt tego typu działań, nie tylko w chirurgii. Te młode osoby, stażyści byli wcześniej gdzieś poza system i nie mieli możliwości udziału w wydarzeniu, podczas którego dobitnie pokazujemy, jak działa nasza dziedzina.
Jak wygląda stategia leczenia infekcji chirurgii? Jakie znaczenie mają nowoczesne antybiotyki w leczeniu zakażeń o wysokim ryzyku oporności? Czy jest możliwie zastosowanie antybiotykoterapii „szytej na miarę”?
To jest kwestia, do której musimy podejść w sposób zdecydowanie aktywniejszy. Przede wszystkim powinniśmy nastawiać się na jak najlepsze przewidywanie grup pacjentów, u których mogą wystąpić problemy z leczeniem antybiotykami. Naszym zadaniem powinno być wychwycenie pacjentów z dużym ryzykiem infekcji. W obecnych czasach nie może funkcjonować założenie, że jeśli wystąpi infekcja, to podamy antybiotykoterapię, a jak nie zadziała, to potem zobaczymy. Dlatego – jeśli przewidujemy, że pacjent ma bardzo wysokie ryzyko wystąpienia infekcji – traktujmy go priorytetowo i wdrażajmy antybiotykoterapię, początkowo empiryczną. Pamiętajmy, że ta empiria musi być oparta na doświadczeniu danego szpitala. Zespoły zakażeń z udziałem chirurgów powinny tworzyć aktualizowane poradniki doboru antybiotyków, tak aby ich podanie nie było uznaniowe, tylko zastosowane na podstawie stale prowadzonego monitorowania bakteryjnego. Taki poradnik ogromnie ułatwia pracę, ponieważ lekarz sięga po konkretne zalecenie w konkretnym rozpoznaniu. Ale musimy mieć też świadomość, że ta progresja wymaga od nas konkretnej efektywności. Jeśli widzimy, że standardowe antybiotyki, na które oporność rozwija się w tempie lawinowym, nie są efektywne, nie działają skutecznie i jeśli mamy pacjenta o bardzo wysokim ryzyku infekcji, dobierajmy antybiotyki w sposób racjonalny, mając na uwadze, że każda źle leczona i zbyt długo leczona infekcja sprzyja ryzyku wystąpienia oporności bakteryjnej na oddziale.
Stosujmy antybiotykoterapię w sposób mądry i celowany, ale jej nie nadużywajmy, bo to olbrzymi błąd. Nie leczmy antybiotykami infekcji miejscowych, nie podawajmy ich, jeśli infekcje nie mają odczynu ogólnoustrojowego. Natomiast jeżeli potrzeba ich zastosowania jest uzasadniona, pilnujmy dawki antybiotyku dopasowanej do masy ciała pacjenta i czasu trwania antybiotykoterapii. Wprowadzajmy również nowoczesne rozwiązania antybiotykowe. Podczas naszych konferencyjnych rozmów pojawiają się pewne schematy postępowania. Przykładowo w przypadku zapalenia otrzewnej i braku reakcji na standardowe leczenie antybiotykowe, nie trzymajmy się kurczowo tych schematów bazowych, ale wprowadźmy antybiotyki nowej generacji, takie jak erawacyklina, które znajdują miejsce w konkretnych grupach pacjentów.
Jaka jest pana ocena ustawy o minimalnym wynagrodzeniu w ochronie zdrowia z perspektywy lekarza chirurga? Czy płace są satysfakcjonujące dla środowiska chirurgów?
W mojej opinii opartej na wiedzy o środowisku chirurgicznym, większość chirurgów pracuje na kontraktach. Należy zwrócić uwagę, że zarobki personelu medycznego, zwłaszcza lekarzy, w stosunku do średnich zarobków w Polsce przestały być niskie. Mówimy o kwotach kontraktowych, które zarabia się, często nadrabiając godzinami pracy czy pełniąc dyżury w okresach nocnych i świątecznych, więc ta kwota brutto myślę, że w tej chwili jest bardziej satysfakcjonująca niż w czasach, kiedy zaczynałem pracę. Mierzymy się jednak z dwoma problemami. Po pierwsze to kwestia dotycząca wyceny procedur chirurgicznych. W naszej opinii, ale też opinii dyrekcji szpitali, są to nisko wyceniane procedury, które powodują, że zdecydowana większość oddziałów chirurgicznych jest na minusie. Zarobki chirurga zawsze będą proporcjonalne do wycenionych procedur, czyli do tego, co oddział przynosi szpitalowi w stosunku do innych specjalizacji. Stawki są często znacznie niższe i jest to na pewno dla młodych ludzi element dość istotny.
Zarobki zawsze i wszędzie odzwierciedlają popyt na pracownika. Jeżeli w wielu miejscach jest tak duży deficyt chirurgów, że stawki są bardzo wysokie – jakkolwiek ich nie nazwiemy – a nadal nie ma tam kolejek chętnych do pracy, to znaczy, że mamy deficyt praktykujących w stosunku do aktywnych zawodowo chirurgów. W debacie publicznej umyka gdzieś poczucie, że zarobki są odpowiedzią na zapotrzebowanie. Żaden dyrektor szpitala nie powie: „słuchaj, zapłacę ci sześć razy więcej, niż powinienem, bo bardzo cię lubię”, tylko stara się zapłacić najmniej, ale jeśli dyrektor z zaproponowaną kwotą nie znajduje pracownika, to musi ją podwyższyć. Chirurgów w Polsce jest mało. Deficyt chirurgiczny będzie występował jeszcze co najmniej przez kilka lat. Zarobki w dużej mierze są odzwierciedleniem zapotrzebowania na chirurgów – a są oni niezbędni w każdym szpitalu. Nie oceniam rangi innych specjalizacji, jednak bez chirurgii trudno wyobrazić sobie bezpiecznie działający szpital.
Przeczytaj także: „Chirurg położnika nie zastąpi” i „Pozorna oszczędność a zakażenie szpitalne”.