
Zrzutka na pakiet onkologiczny: komu zabierze Arłukowicz
Minister zdrowia szuka pieniędzy na pakiet kolejkowy sięgając do kieszeni najsłabszych, czyli lekarzy POZ – donosi najnowsza „Rzeczpospolita” piórem Krzysztof Łanda, specjalisty ekonomiki zdrowia. A może i okulistom? A może kardiologom? A może każdemu po trochu? Zapytaliśmy innych ekspertów: komu jeszcze i co zabierze ministerstwo zdrowia, by opłacić zmiany z pakietu onkologicznego.
Krzysztof Łanda, specjalista ekonomiki zdrowia (za „Rzeczpospolitą)
Bartosz Arłukowicz po pieniądze na swój pakiet kolejkowy sięga do kieszeni najsłabszych. Najłatwiej zabrać lekarzom podstawowej opieki zdrowotnej – grupie, za którą nie stoją ani duże pieniądze, ani lobbying. Minister wie, że wrzawa, jaką podniosą, będzie bez porównania cichsza niż awantura w wykonaniu świetnie opłacanych specjalistów, wspieranych przez biznes.
A przecież o wiele więcej zaoszczędziłby na przeszacowanych świadczeniach specjalistycznych, np. rezonansie, radioterapii lub chemioterapii dziennej. Dlaczego nie zabierze tym, którzy bez opamiętania budują specjalistyczne szpitale w miejscach, gdzie jest to zupełnie niepotrzebne?
Maciej Hamankiewicz, prezes Naczelnej Izby Lekarskiej (sonda termedia.pl i „Menedżera Zdrowia)
Z jednej strony pakiet onkologiczny, z drugiej zapowiedź, że nie będzie na to dodatkowych pieniędzy – wygląda na to, że czeka nas ogólnonarodowa zrzutka na pakiet ustaw ministra Arłukowicza. Komu zabrać, by go sfinansować? Pierwsze próby już były, na pierwszy ogień poszli okuliści i leczenie zaćmy. I na okulistach się nie skończy: gdy uważnie wczyta się w zapowiedzi ministerstwa i funduszu wyczytać z nich można chęć oszczędzenia na reumatologii, dermatologii i rehabilitacji. Kolejną cegiełkę dołożyć może kardiologia, szczególnie interwencyjna. Ministerstwo i fundusz od kilku miesięcy narzeka na to, że wyceny w tej dziedzinie są przeszacowane. A skoro przeszacowane, to znaczy zbyt duże, możliwe do obcięcia i zaoszczędzenia.
Przerażać w tym może nie tyle fakt, że ministerstwo szuka oszczędności, a metoda, którą posługuje się w praktyce, by je znaleźć. Oto pojawiają się kolejne projekty i zapowiedzi cięć, rozpoczyna dyskusja publiczna i burza medialna. Zainteresowane środowiska protestują i bronią się. Które ma silniejszy lobbing, te się obroni. Najsłabsi, którym instrumentów obrony brak – to ci, którzy w praktyce sfinansują pakiet.
Krzysztof Kuszewski, kierownik Zakładu Organizacji i Ekonomiki Ochrony Zdrowia oraz Szpitalnictwa PZH (sonda termedia.pl i „Menedżera Zdrowia)
Nie wkładałbym między bajki twierdzenia, że pakiet onkologiczny można wprowadzić metodą bezkosztową. To rzeczywiście może obyć się bez dodatkowych inwestycji. Przede wszystkim myślę tu o rezygnacji z niepotrzebnych badań diagnostycznych. Niepotrzebnych – bo często powtarzanych po wielokroć. Każdy szpital, każda placówka chce mieć badanie swoje własne, lub wykonane na własne życzenie w pracowni, do której ma zaufanie – badanie. W efekcie po kilkakroć – czasem po dziesięć razy – powtarza się to samo, kosztowne badanie. Ma to sens, gdy się zrozumie, że badania poszczególne pracownie wykonują na różnym poziomie i szpitale chcą mieć pewność, że badanie wykonano dobrze. Trzeba zatem pokazać czerwoną kartkę tym ośrodkom diagnostycznym, do których zaufania mieć nie można, a zachęcić do korzystania z tych, które cieszą się dobrą renomą – a tym samym do nie powtarzania badań.
To przyniesie olbrzymie oszczędności. Kolejne to przeniesienie diagnostyki do specjalistów innych chorób. By przeciąć mechanizm przeciążania onkologów metodą „gdy nie potrafię zdiagnozować schorzenia – na wszelki wypadek wysyłam na konsultację do onkologa”. W teorii tak można zarobić na pakiet onkologiczne. Ale czy Bartoszowi Arłukowiczowi uda się tą teorię wprowadzić w czyn?
Rafał Janiszewski, ekspert rynku ochrony zdrowia (sonda termedia.pl i „Menedżera Zdrowia)
Głównych źródeł oszczędności, z których sfinansowany ma być „pakiet Arłukowicza”, Ministerstwo Zdrowia szuka w lekarzach POZ. I muszę przyznać, że czyni to w sposób dość przebiegły i rokujący nadzieję na powodzenie. Z jednej strony pakiet oznacza znaczne zwiększenie kompetencji POZ, a co za tym dołożenie im obowiązków, pracy. Ministerstwo nie myśli o tym by za te dodatkowe obowiązki zapłacić, ale drugą ręką stara się lekarzom POZ część dotychczasowych obowiązków odjąć. W nadziei na to, że uznają iż w ostateczności rachunki się wyrównują. I temu służyć ma przywrócenie np. możliwości preskrypcji leków bez badania (z perspektywy pacjenta zysk wcale nie jest oczywisty) czy poluzowania dotychczas wyłącznie zaostrzanych rygorów i wymagań.
Możliwe, że ostatecznie tą metodą minister zdrowia zdoła osiągnąć swoje cele. Zwiększy kompetencje POZ z jednej strony, z drugiej ułatwi funkcjonowanie ich codziennych praktyk. Coś za coś. Ale obawiam się, że prawdziwe koszty pakietu onkologicznego są nieznane, a jego wprowadzenie będzie czymś na kształt uwalnia dżina z butelki, skutki trudne do przewidzenia. Wyobrażam sobie na przykład, że wydawanie karty onkologicznej będzie zbyt częste, że będzie to instrument nadużywany. By ją wystawić starczy przecież samo podejrzenie nowotworu. Karta może być wykorzystywany do uruchomienia szybkiej ścieżki diagnostyki dla chorych, którzy raka nie mają a prawdopodobieństwo zapadnięcia na niego jest niskie.
Maciej Dercz, ekspert Uczelni Łazarskiego (sonda termedia.pl i „Menedżera Zdrowia)
Współczuję nie tyle ministrowi Arłukowiczowi, a samym pacjentom: w polskiej ochronie zdrowia zabrać nie ma już komu, a pieniądze na uruchomienie pakietu onkologicznego są potrzebne. Skoro są potrzebne – będą poszukiwania. Ministerstwo trafnie wskazuje, że najprościej je znaleźć poprawiając organizację leczenia. Prawdą są twierdzenia, że można polepszyć współpracę między specjalistami, oszczędzić lepiej organizując diagnostykę. I całkiem możliwe, że sukcesy na tych polach wystarczyłyby na na sfinansowanie pakietu Arłukowicza.
To wszystko prawda, ale to wszystko również teoria. Gdy rzeczywiście oszczędności na tych polach były możliwe do osiągnięcia w tym systemie ochrony zdrowia – dawno byłyby wprowadzone w czyn. Największa słabość tej, ale i poprzednich ekip rządzących, polega na tym, że nie potrafi wprowadzić takich mechanizmów, które by takim oszczędnościom sprzyjały, które by je wymusiły.
Pozostaje mi się zatem obawiać, że na pacjentów z pakietu onkologicznego zrzucą się w praktyce pacjenci, których ten pakiet nie obejmie. I bardzo boje się, że ucierpią na tym dzieci. A boje się dlatego, że w ostatnich latach, gdy na czymś oszczędzano najbardziej obcinano wydatki na pediatrię i ochronę zdrowia dzieci. Obawiam się, by w tym wypadku nie zadziałało prawo serii…
Bartosz Arłukowicz po pieniądze na swój pakiet kolejkowy sięga do kieszeni najsłabszych. Najłatwiej zabrać lekarzom podstawowej opieki zdrowotnej – grupie, za którą nie stoją ani duże pieniądze, ani lobbying. Minister wie, że wrzawa, jaką podniosą, będzie bez porównania cichsza niż awantura w wykonaniu świetnie opłacanych specjalistów, wspieranych przez biznes.
A przecież o wiele więcej zaoszczędziłby na przeszacowanych świadczeniach specjalistycznych, np. rezonansie, radioterapii lub chemioterapii dziennej. Dlaczego nie zabierze tym, którzy bez opamiętania budują specjalistyczne szpitale w miejscach, gdzie jest to zupełnie niepotrzebne?
Maciej Hamankiewicz, prezes Naczelnej Izby Lekarskiej (sonda termedia.pl i „Menedżera Zdrowia)
Z jednej strony pakiet onkologiczny, z drugiej zapowiedź, że nie będzie na to dodatkowych pieniędzy – wygląda na to, że czeka nas ogólnonarodowa zrzutka na pakiet ustaw ministra Arłukowicza. Komu zabrać, by go sfinansować? Pierwsze próby już były, na pierwszy ogień poszli okuliści i leczenie zaćmy. I na okulistach się nie skończy: gdy uważnie wczyta się w zapowiedzi ministerstwa i funduszu wyczytać z nich można chęć oszczędzenia na reumatologii, dermatologii i rehabilitacji. Kolejną cegiełkę dołożyć może kardiologia, szczególnie interwencyjna. Ministerstwo i fundusz od kilku miesięcy narzeka na to, że wyceny w tej dziedzinie są przeszacowane. A skoro przeszacowane, to znaczy zbyt duże, możliwe do obcięcia i zaoszczędzenia.
Przerażać w tym może nie tyle fakt, że ministerstwo szuka oszczędności, a metoda, którą posługuje się w praktyce, by je znaleźć. Oto pojawiają się kolejne projekty i zapowiedzi cięć, rozpoczyna dyskusja publiczna i burza medialna. Zainteresowane środowiska protestują i bronią się. Które ma silniejszy lobbing, te się obroni. Najsłabsi, którym instrumentów obrony brak – to ci, którzy w praktyce sfinansują pakiet.
Krzysztof Kuszewski, kierownik Zakładu Organizacji i Ekonomiki Ochrony Zdrowia oraz Szpitalnictwa PZH (sonda termedia.pl i „Menedżera Zdrowia)
Nie wkładałbym między bajki twierdzenia, że pakiet onkologiczny można wprowadzić metodą bezkosztową. To rzeczywiście może obyć się bez dodatkowych inwestycji. Przede wszystkim myślę tu o rezygnacji z niepotrzebnych badań diagnostycznych. Niepotrzebnych – bo często powtarzanych po wielokroć. Każdy szpital, każda placówka chce mieć badanie swoje własne, lub wykonane na własne życzenie w pracowni, do której ma zaufanie – badanie. W efekcie po kilkakroć – czasem po dziesięć razy – powtarza się to samo, kosztowne badanie. Ma to sens, gdy się zrozumie, że badania poszczególne pracownie wykonują na różnym poziomie i szpitale chcą mieć pewność, że badanie wykonano dobrze. Trzeba zatem pokazać czerwoną kartkę tym ośrodkom diagnostycznym, do których zaufania mieć nie można, a zachęcić do korzystania z tych, które cieszą się dobrą renomą – a tym samym do nie powtarzania badań.
To przyniesie olbrzymie oszczędności. Kolejne to przeniesienie diagnostyki do specjalistów innych chorób. By przeciąć mechanizm przeciążania onkologów metodą „gdy nie potrafię zdiagnozować schorzenia – na wszelki wypadek wysyłam na konsultację do onkologa”. W teorii tak można zarobić na pakiet onkologiczne. Ale czy Bartoszowi Arłukowiczowi uda się tą teorię wprowadzić w czyn?
Rafał Janiszewski, ekspert rynku ochrony zdrowia (sonda termedia.pl i „Menedżera Zdrowia)
Głównych źródeł oszczędności, z których sfinansowany ma być „pakiet Arłukowicza”, Ministerstwo Zdrowia szuka w lekarzach POZ. I muszę przyznać, że czyni to w sposób dość przebiegły i rokujący nadzieję na powodzenie. Z jednej strony pakiet oznacza znaczne zwiększenie kompetencji POZ, a co za tym dołożenie im obowiązków, pracy. Ministerstwo nie myśli o tym by za te dodatkowe obowiązki zapłacić, ale drugą ręką stara się lekarzom POZ część dotychczasowych obowiązków odjąć. W nadziei na to, że uznają iż w ostateczności rachunki się wyrównują. I temu służyć ma przywrócenie np. możliwości preskrypcji leków bez badania (z perspektywy pacjenta zysk wcale nie jest oczywisty) czy poluzowania dotychczas wyłącznie zaostrzanych rygorów i wymagań.
Możliwe, że ostatecznie tą metodą minister zdrowia zdoła osiągnąć swoje cele. Zwiększy kompetencje POZ z jednej strony, z drugiej ułatwi funkcjonowanie ich codziennych praktyk. Coś za coś. Ale obawiam się, że prawdziwe koszty pakietu onkologicznego są nieznane, a jego wprowadzenie będzie czymś na kształt uwalnia dżina z butelki, skutki trudne do przewidzenia. Wyobrażam sobie na przykład, że wydawanie karty onkologicznej będzie zbyt częste, że będzie to instrument nadużywany. By ją wystawić starczy przecież samo podejrzenie nowotworu. Karta może być wykorzystywany do uruchomienia szybkiej ścieżki diagnostyki dla chorych, którzy raka nie mają a prawdopodobieństwo zapadnięcia na niego jest niskie.
Maciej Dercz, ekspert Uczelni Łazarskiego (sonda termedia.pl i „Menedżera Zdrowia)
Współczuję nie tyle ministrowi Arłukowiczowi, a samym pacjentom: w polskiej ochronie zdrowia zabrać nie ma już komu, a pieniądze na uruchomienie pakietu onkologicznego są potrzebne. Skoro są potrzebne – będą poszukiwania. Ministerstwo trafnie wskazuje, że najprościej je znaleźć poprawiając organizację leczenia. Prawdą są twierdzenia, że można polepszyć współpracę między specjalistami, oszczędzić lepiej organizując diagnostykę. I całkiem możliwe, że sukcesy na tych polach wystarczyłyby na na sfinansowanie pakietu Arłukowicza.
To wszystko prawda, ale to wszystko również teoria. Gdy rzeczywiście oszczędności na tych polach były możliwe do osiągnięcia w tym systemie ochrony zdrowia – dawno byłyby wprowadzone w czyn. Największa słabość tej, ale i poprzednich ekip rządzących, polega na tym, że nie potrafi wprowadzić takich mechanizmów, które by takim oszczędnościom sprzyjały, które by je wymusiły.
Pozostaje mi się zatem obawiać, że na pacjentów z pakietu onkologicznego zrzucą się w praktyce pacjenci, których ten pakiet nie obejmie. I bardzo boje się, że ucierpią na tym dzieci. A boje się dlatego, że w ostatnich latach, gdy na czymś oszczędzano najbardziej obcinano wydatki na pediatrię i ochronę zdrowia dzieci. Obawiam się, by w tym wypadku nie zadziałało prawo serii…