
Zanonimizowany rejestr prób samobójczych
Tagi: | samobójstwa, próby samobójcze, rejestr, psychiatrzy, dokumentacja medyczna, Piotr Gałecki, Anna Depukat, Agnieszka Gmitrowicz, Brunon Hołyst, Rzecznik Praw Obywatelskich |
Lekarze psychiatrzy apelują o kodowanie prób samobójczych – proponują, aby rejestrowanie takich zdarzeń mogło odbywać się w zanonimizowanej formie.
Zgodnie z danymi Komendy Głównej Policji w ubiegłym roku 4845 osób skutecznie targnęło się na własne życie, w tym troje dzieci w wieku od 7 do 12 lat, 124 osoby w grupie wiekowej 13–18 lat i 282 wśród osób od 19 do 24 lat. Jednak liczba prób samobójczych, które nie są oficjalnie rejestrowane ani przez szpitale, ani przez policję, może być nawet 10-krotnie wyższa – informuje o tym „Dziennik Gazeta Prawna”.
Według statystyk część z nich, również w najniższych przedziałach wiekowych, spróbuje podjąć je ponownie.
Lekarze psychiatrzy podkreślają jednak, że nie wiedzą, gdzie, w jakich grupach wiekowych i przy jakich zaburzeniach próby samobójcze zdarzają się najczęściej. Dlatego chcieliby je rejestrować, by móc im zapobiegać.
Rejestr bez nazwisk i bez numerów PESEL
– Chodzi nam o całkowicie zanonimizowany rejestr, pozbawiony nazwiska, a nawet numeru PESEL pacjenta, pokazujący, w jakich grupach wiekowych, przy jakich chorobach współistniejących, a także w jakich miejscach Polski dochodzi do prób samobójczych. Jeśli się okaże, że w danym powiecie jest 20 proc. więcej zachowań suicydalnych wśród mężczyzn po 40. roku życia niż gdzie indziej, będziemy mogli szukać ich przyczyny i próbować im zapobiegać poprzez programy zdrowia psychicznego. To stan zagrożenia życia i trudno, żebyśmy nie chcieli mieć na niego wpływu – tłumaczy konsultant krajowy do spraw psychiatrii prof. Piotr Gałecki.
Dodaje, że twarde dane na temat zachowań samobójczych pozwoliłyby precyzyjniej planować politykę zdrowotną, a także przekonywać decydentów.
– Jeśli chodzi o liczbę prób samobójczych w Polsce, opieramy się na liczbie zamachów samobójczych w Europie oraz na świecie i ekstrapolujemy ją na populację polską – tłumaczy ekspert.
Dr Anna Depukat, psychiatra ze Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie, członkini Rady ds. Zdrowia Psychicznego przy Ministrze Zdrowia, dodaje, że na samobójstwa wpływają również czynniki kulturowe.
– Dlatego ekstrapolacja może być zawodna – tłumaczy.
Pacjenci boją się stygmatyzacji
Już w 2019 r. prof. Agnieszka Gmitrowicz, przewodnicząca zespołu roboczego ds. prewencji samobójstw i depresji przy Radzie ds. zdrowia publicznego Ministerstwa Zdrowia, postulowała wprowadzenie Krajowego Rejestru Prób Samobójczych i Samobójstw. Pomysł został jednak ostro skrytykowany przez środowiska pacjentów, jak również Rzecznika Praw Obywatelskich, który w piśmie do ministra zdrowia stwierdził, że ujawnienie takich informacji grozi stygmatyzacją tych osób i może zniechęcać osoby rozważające próbę samobójczą do poszukiwania pomocy.
– Konstytucyjna zasada autonomii informacyjnej jednostki oznacza prawo do samodzielnego decydowania o ujawnianiu innym informacji dotyczących swojej osoby, a także prawo do kontroli nad takimi informacjami, znajdującymi się w posiadaniu innych podmiotów – czytamy w piśmie z lipca 2020 r. Rejestr nie powstał, a psychiatrzy wciąż mają kłopoty z oszacowaniem zjawiska. Tym bardziej że choć Narodowy Fundusz Zdrowia ma specjalny kod na próbę samobójczą, lekarze rzadko go wpisują.
– Kilka lat temu kierownictwo zachęcało nas do kodowania prób, szybko jednak przestało. Utarło się, że prób się nie koduje – mówi rezydent psychiatrii ze szpitala psychiatrycznego na południu Polski.
Zdaniem prof. Brunona Hołysta, suicydologa, utworzenie rzetelnego rejestru może się nie udać, ponieważ członkowie najbliższej rodziny osoby w kryzysie psychicznym boją się ujawniać takie informacje.
Dr Depukat uważa, że projekt ma jednak szansę powodzenia, a kilka lat temu zawiodła komunikacja.
– Dla celów rejestrów, strategii profilaktycznych i przeciwdziałania szkodliwym trendom w obszarze zdrowia publicznego takie dane powinny być gromadzone przez państwo, a potem w sposób zanonimizowany przekazywane badaczom. Jeżeli jednak w rzetelny sposób nie pokażemy, jak są one wykorzystywane, będziemy uruchamiać lęki społeczne – stwierdza specjalistka.
Przeczytaj także: „Epidemia kryzysów emocjonalnych – nie odrobiliśmy zadania”.