
Loża samobójców ►
Tagi: | Forum Ekonomiczne w Karpaczu, Forum Ekonomiczne w Karpaczu 2025, Karpacz 2025, Marcin Zarzecki, samobójstwa, symptomy, wczesne wykrywanie |
– Niemal każdy potencjalny samobójca co najmniej siedem dni przed dokonaniem tego aktu udaje się po poradę do lekarza czy psychologa. To realna szansa na zareagowanie w porę. Niestety, badania wykazują, że osoby, do których udaje się desperat, nie potrafią rozpoznać symptomów wskazujących, że pacjent chce ze sobą skończyć – stwierdził Marcin Zarzecki.
Wywiad przeprowadzono w trakcie Kongresu Ekonomicznego w Karpaczu.
Jest pan, wspólnie ze współpracownikami, autorem badań dotyczących stanu wiedzy wśród ekspertów, na temat samobójstw dzieci i młodzieży. Co z nich wynika?
Projekt realizowany był przez Szkołę Główną Mikołaja Kopernika w Warszawie. To unikatowe badanie przeprowadzone wśród osób, które powinny stanowić system wczesnego ostrzegania, a więc umieć rozpoznawać symptomy presitologiczne. W grupie badanych byli nauczyciele, lekarze, pielęgniarki. Badania wskazały jednoznacznie, że aspekty związane z rozpoznawaniem symptomów presitologicznych istnieją w programach nauczania, ale jeżeli chodzi o określone praktyczne narzędzia reakcji na te symptomy, to te de facto nie funkcjonują. To oznacza, że nie mamy w Polsce systemu, nie tylko wsparcia dzieci i młodzieży, ale też przeciwdziałania samobójstwom. Przypomnę, że w Polsce mamy jedynie 482 psychiatrów dziecięcych, co pokazuje, że na jednego specjalistę przypada przeciętnie 12 000 niepełnoletnich. Tymczasem średnia w Unii Europejskiej to jeden psychiatra dziecięcy na 4000 osób niepełnoletnich, a w Niemczech jeden psychiatra dziecięcy na 2000 niepełnoletnich. Mamy więc dziury w systemie profesjonalnego wsparcia w sytuacjach granicznie krytycznych dla dzieci i młodzieży. Zdecydowaliśmy, że na podstawie tej diagnozy i przeprowadzonych badań powinno się stworzyć system alternatywnego wsparcia, którego celem byłoby przyspieszenie procesów rozpoznawczych. Przypomnę tylko, że 100 proc. osób, które dokonuje targnięcia się na własne życie, co najmniej na siedem dni przed dokonaniem aktu samobójczego udaje się po poradę do lekarza, który w tym momencie ma możliwość rozpoznania ewentualnej sytuacji i ostrzeżenia odpowiednich służb.
Nasze badania de facto wskazały na istniejące potężne luki w obszarze wsparcia dzieci i młodzieży, na brak systemu deinstytucjonalizacji opieki psychiatrycznej dzieci i młodzieży. Na brak wsparcia poza leczeniem klinicznym, które też zawodzi, ponieważ w Polsce wskaźniki ponownego targnięcia się na życie u osób uratowanych są bardzo wysokie. To wszystko wskazuje na małą efektywność leczenia.
Koniecznie byłoby więc wsparcie w tym zakresie placówek medycznych, szkół, jednostek organizacyjnych, pomocy społecznej, policji i rodziców. Mówimy o wielowątkowym systemie, który sprawi, że Polska nie będzie wśród krajów z najszybszą dynamiką wzrostu aktów samobójczych wśród dzieci i młodzieży. Wśród dziewczynek żyjących w Polsce, które mają od 13 do 18 lat, dostrzegamy 150-procentowy wzrost udanych aktów samobójczych w ciągu ostatnich czterech lat. W wartościach bezwzględnych wygląda to jeszcze bardziej przerażająco.
Problem samobójstw wśród Polaków, bez względu na wiek, jest dość wysoki i wynosi 5,3 osoby na 100 000 mieszkańców. Może współczynnik nie jest, aż tak wysoki jak w Islandii, gdzie wynosi 18,9, ale i tak w porównaniu z innymi krajami Unii Europejskiej nie jest dobrze. Dlatego jeżeli nie stworzymy systemów wczesnego ostrzegania, profesjonalnych systemów wsparcia dla dzieci i młodzieży, to te, i tak już wysokie wskaźniki aktów samobójczych i udanych samobójstw będą w Polsce rosły.
Zdiagnozowaliście sytuację. A czy macie plan naprawczy?
Oczywiście. Przygotowaliśmy całe moduły poświęcone różnym instytucjom, w tym samorządom, resortom, jednostkom oświatowym. Moduły te bazują, po pierwsze na edukacji i na tym, żeby dostarczać konkretnych umiejętności i kompetencji, aby nauczyć osoby stykające się z potencjalnym samobójcą rozpoznawać sytuację krytyczną i graniczną, w której znajduje się młody człowiek. Zazwyczaj u takich osób pojawiają się zmiany afazyjne w zakresie sposobu mówienia, artykulacji, zniszczenia następczego i nie tylko. Te symptomy powinny zwrócić uwagę eksperta, sprawiając, że „czerwona żarówka” powinna się zaświecić. Dzięki temu lekarz, nauczyciel, pielęgniarka zdążyliby taką osobę przekierować do psychiatry albo chociaż w większym stopniu sfokusować się na tych problemach. Zauważmy: te dzieci i młodzież przychodzą po pomoc, ale nie mówią o tym, że są w głębokiej depresji. Nie mówią o tym, że zostały poddane bardzo szerokiemu hejtowi w cyberprzestrzeni.
Przypomnę tylko, że według badań CBOS, w Polsce 62 proc. młodych ludzi twierdzi, że ich kondycja psychiczna jest zła lub raczej zła. Tak więc mamy do czynienia z sytuacją, która sprawia, że jest to zbiorowość, na której powinniśmy się w sposób szczególny fokusować i udzielić jej określonej pomocy. Stąd po pierwsze potrzebujemy edukacji osób, które z racji pełnienia zawodów zaufania publicznego, będacy na pierwszej linii kontaktu z młodymi ludźmi powinni dostrzegać pewne presupozycje, powinny dostrzegać pewne oznaki, które już się pojawiły. To nie jest tak, że one nie istnieją.
Po drugie rozbudowa systemu udzielania wsparcia i rozszerzenia tego systemu nie tylko na ośrodki medyczne. W procesie wychodzenia z głębokiej depresji, wychodzenia z myślenia eskapistycznego, powinny uczestniczyć jednostki pomocy społecznej, szkoły. To powinien być cały system powiązanych z instytucji. Nigdy jedna instytucja nie będzie skuteczna. Będziemy mieć reemisję, tak jak mamy obecnie, ale ryzyko ponownego targnięcia się na własne życie pozostaje.
Po trzecie, to jest ogromna praca wśród młodych ludzi, żeby np. nie uważali, że udanie się po wsparcie do psychoterapeuty stygmatyzuje ich negatywnie. Tymczasem nadal w Polsce pokutuje przekonanie, że pójście po pomoc wiąże się z etykietowaneniem, przyznaniem miana dziwaka, świra, szaleńca.
Coraz częściej słyszymy o tym, że młodzież, w wieku 18–20, dwudziestu kilku lat, zwłaszcza w dużych miastach, korzysta z pomocy psychologa i psychiatry.
Zgodza się, ale mówimy o młodzieży w ośrodkach municypalnych, dużych, a to nie jest młodzież w ogóle. Z drugiej strony najwyższe wskaźniki samobójstw w Polsce są w województwach: mazowieckim, śląskim i pomorskim, czyli na obszarach najbardziej zurbanizowanych, z największymi ośrodkami urbanistycznymi. To oznacza, że w tych województwach jest ogromna skala różnego typu procesów i zjawisk opresyjnych, więc bezsprzecznie pojawia się chęć i potrzeba korzystania z pomocy psychologicznej. Ale to nie ma jeszcze charakteru ogólnopolskiego.
Istnieje bardzo wiele obszarów wykluczeń, gdzie nadal udanie się po profesjonalną pomoc psychologiczno-psychiatryczną uznawane jest za stygmat, za piętno społeczne. Dodatkowo, nie bez kozery, młodzi ludzie szukają najpierw wsparcia nie wśród rodziców, nie w szkole, nie wśród nauczycieli, psychiatrów, ale w internecie. A w sieci mamy estetyzację samobójstw, mamy estetyzację autoagresji, mamy zamknięte grupy, w których gloryfikuje się cierpienie, a nie podaje się narzędzi, w jaki sposób możemy uniknąć cierpienia. Mamy do czynienia z kulturą audiowizualną. Wspomnę tylko o bardzo popularnym, dostępnych na jednej z platform streamingowych, filmie „Trzynaście powodów”, opowiadającym o przyczynach targnięcia się na własne życie z perspektywy osoby, które popełniła samobójstwo. Badania przeprowadzone w Stanach Zjednoczonych wykazały, że po pierwszej edycji tego filmu wśród dziewczynek liczba prób samobójczych wzrosła aż o 29 proc. Zaobserwowano też, że bardzo popularne wśród młodzieży zachodniej i amerykańskiej stało się przygotowywanie listy trzynastu powodów, które sprawiają, że należy odebrać sobie życie. W Polsce dla przykładu istnieje coś takiego jak loża samobójców.
Obecnie w Los Angeles wielu producentów filmowych wdraża rekomendacje związane z tym, w jaki sposób przedstawiać samobójstwo, aby to nie było czymś, co może chociażby przedstawiać dla młodych ludzi sposób wyjścia z sytuacji granicznej. W Polsce natomiast Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji również przygotowała takie rekomendacje, tylko one nie są wdrażane. To pokazuje, że mamy do czynienia z pewną kulturą gloryfikacji samobójstw, z kulturą związaną z nadmierną emocjonalnością, mamy do czynienia z eskapizmem cyfrowym. Polskie badania pokazują, że hejt w internecie trzykrotnie bardziej wzmacnia poczucie wykluczenia niż hejt w świecie rzeczywistym.
Łącząc to wszystko, mamy do czynienia z pewną kulturą wspierającą samobójstwa. Jeszcze raz podkreślam, nie ma zaufania też do rodziców w znaczący sposób, tak jak kiedyś do tej agendy, która udzielała referencji zaufania w sensie tradycjonalistycznym. Nie ma zaufania do nauczycieli, stąd bardzo przypadkowe poszukiwanie odpowiedzi w internecie też jest czymś, co zwiększa nam statystyki, ale też i sprawia, że zwiększają się takie zjawiska, jak chociażby depresja będąca konsekwencją wykluczenia z grupy, hejtu w internecie. A młodzi ludzie interpretują to, jako wykluczenie z realnych grup, nie wirtualnych.
Rozmowa z ekspertem – nagrana podczas XXXIV Forum Ekonomicznego w Karpaczu – do obejrzenia poniżej.
Przeczytaj także: „CZP – w pogoni za marzeniami”.