Sejmowy zakaz alkoholu to sygnalizowanie cnoty – potrzebne są reformy
Marszałek Sejmu Włodzimierz Czarzasty podpisał zarządzenie, zgodnie z którym w budynkach podległych Kancelarii Sejmu nie jest już sprzedawany alkohol. Warto jednak, by ten gest nie odwracał uwagi od znacznie poważniejszego problemu – skali spożycia alkoholu w polskim społeczeństwie. To właśnie w tym obszarze potrzebne są realne zmiany.
Alkohol w parlamencie to patologia
Decyzja o zakazie sprzedaży alkoholu na terenie Sejmu jest niewątpliwie zagrywką polityczną i próbą pokazania, jak „mocny” jest nowy marszałek – pisaliśmy o tym w tekście „Włodzimierz Czarzasty zakazał sprzedaży alkoholu w Sejmie”.
Przewodniczący Nowej Lewicy próbuje sygnalizować swoją cnotę i zwraca się do rodaków z przekazem „Patrzcie, w Sejmie już nie będzie alkoholu”. Tak, to patologia, ale poważne problemy są gdzie indziej.
Dużo większy kłopot mamy z patologiczną kulturą konsumpcji alkoholu, jego dostępnością i cenami.
Nikogo nie dziwi oczywiście oburzenie wylewające się na Czarzastego ze strony polityków i sympatyków Konfederacji oraz tzw. wolnościowców. Mimo to sugestie, że „skoro nie będzie można kupić alkoholu w Sejmie, to posłowie kupią go w pobliskiej Żabce”, zasługują na uwagę.
Komentatorzy wyrażający tego typu przekonania, twierdzą najwidoczniej, że posłowie, a także – jak można zakładać – inni pracownicy w naszym kraju, nie potrafią wytrzymać dnia pracy bez wypicia alkoholu. Czy wobec tego w każdym zakładzie pracy powinien znajdować się punkt sprzedaży alkoholu?
Cały ten spór pokazuje, że mamy w Polsce problem z kulturą picia.
Kultura wieczornego browarka
W polskiej kulturze picie alkoholu jest nieodłącznie związane ze spotkaniami towarzyskimi. Większość spotkań ze znajomymi, imprez rodzinnych, kolacji biznesowych i domowych seansów filmowych odbywa się przy alkoholu – zarówno w dużych, jak i małych dawkach.
„Ze mną się nie napijesz?”, „Jedno piwo to nie piwo…”, „Piwo to nie alkohol” – to tylko część popularnych powiedzonek, które większość z nas z pewnością słyszała. Często są one używane w sposób prześmiewczy, ale jednocześnie świadczą o utrwalonej kulturze, w której picie jest standardem.
W internecie spotkamy wiele reklam piwa, w myśl których jest to nieodłączny element relaksu. Fałszywe obrazki sugerują, że picie alkoholu jest trwale związane z zabawą, spotkaniami z przyjaciółmi i ogólnie dobrze spędzonym czasem.
We wrześniu 2023 roku prezes PZPN Cezary Kulesza w wywiadzie dla RMF FM, odpowiadając na zarzuty o obecność alkoholu podczas wyjazdów PZPN, powiedział: „Gdzieś z boku stoi wino, wódka, szampan czy piwo. Kto sobie ile życzy. Ja sobie nie wyobrażam… Jak ktoś pana zaprosi, to co, siedzicie tak bez niczego?”.
Część ludzi nie dopuszcza do wyobraźni sytuacji, w której siadają ze znajomymi bez choćby niewinnego kieliszka wina.
Normalizacja picia idzie jednak znacznie dalej. O wysoko funkcjonującym alkoholiku mówimy, że „lubi sobie chlapnąć”, a o ludziach z „mocną głową” – że „nie wylewają za kołnierz”. W ostatnim stwierdzeniu pobrzmiewa nawet pewien rodzaj niezrozumiałego podziwu – jakby zdolność do spożycia dużej ilości alkoholu była powodem do dumy.
Alkohol na każdym kroku
Jednocześnie alkohol pozostaje absurdalnie tani, a jego ceny rosną niewspółmiernie do wynagrodzeń oraz kosztów innych produktów. Według danych Głównego Urzędu Statystycznego z 2001 r., pół litra 40-procentowej wódki czystej kosztowało średnio 23,52 zł. Obecnie jest to ok. 27 zł, co oznacza wzrost jedynie o 14 proc. w czasie 24 lat. W tym samym czasie średnie wynagrodzenie wzrosło o około 325 proc.
Podobnie sprawa ma się z dostępnością alkoholu. We wrześniu 2024 roku w Polsce było ok. 4,8 tys. sklepów monopolowych. Dla porównania, w Norwegii – 356. Prosty rachunek pokazuje, że w Norwegii jeden tego typu sklep przypada na 15,7 tys. mieszkańców, a w Polsce – jeden na 7,9 tysiąca.
Jeśli do tego dodamy kwestie niemierzalne, np. ile razy kasjer nie sprawdza dowodu, nawet gdy ma wątpliwości co do wieku kupującego, to rysuje się przed nami naprawdę smutny obraz.
Musimy uświadomić sobie, że kultura „okazjonalnego piwka” w rzeczywistości sprowadza się do normalizowania picia w codziennych sytuacjach społecznych i prezentowania wzorców, w myśl których nie da się normalnie funkcjonować bez alkoholu.
ZHR i Piccolo
Na koniec pozwolę sobie na nieco osobistej perspektywy. Przez 8 lat byłem harcerzem w jednej z najstarszych drużyn harcerskich w Polsce, zrzeszonej w ramach ZHR. Podczas jednego z zimowisk drużyna harcerek, która pojechała z nami, chciała wręczyć w ramach nagrody za wygranie konkursu talentów bezalkoholowe Piccolo. Nie pozwolił na to mój ówczesny przełożony, a zarazem komendant wyjazdu. Powiedział, że jako harcerze nie możemy promować kultury picia alkoholu.
Wówczas ta decyzja wydawała mi się dziwna. Sądziłem, że owszem, w myśl prawa harcerskiego nie wolno nam spożywać alkoholu, ale przecież prawo harcerskie nie wspomina nic o kulturze picia i to jeszcze w kontekście wydawałoby się nieszkodliwego Piccolo.
Zmieniłem zdanie – komendant miał rację. Ważnym elementem przeciwdziałającym nadmiernemu spożyciu alkoholu powinno być zerwanie z wychowaniem, w którym picie piwa czy wina wydaje się czymś oczywistym po ukończeniu pewnego wieku.
Łatwiej bowiem sięgać po procentowe trunki, gdy wydają się one naturalną częścią życia społecznego. Odsetek nieletnich pijących piwo czy wódkę w Polsce jest zatrważająco wysoki. Według badań przeprowadzonych w 2024 roku przez Instytut Świadomego Człowieka 80 proc. nastolatków w wieku 15–16 lat piło alkohol, głównie piwo, a ponad 30 proc. doświadczyło stanu upojenia.
Nie jesteśmy w tym osamotnieni. Według raportu opublikowanego w połowie pierwszej dekady XXI wieku przez Institute of Alcohol Studies w Londynie, niemal 90 proc. 15–16-letnich Europejczyków piło alkohol przynajmniej raz w życiu. Średnio inicjacja alkoholowa przypadała na wiek 12,5 roku, a w wieku 14 lat po raz pierwszy doświadczali upojenia alkoholowego.
Autorzy raportu wskazują również, że średnia konsumpcja 16-latków przekracza 60 gramów czystego alkoholu za jednym posiedzeniem, podczas gdy średnia dla dorosłych wynosi 20 gramów.
Lewica oraz jej liderzy powinni się więc skupić nie tylko na sygnalizowaniu swojej własnej moralności i eliminowaniu problemu dotyczącego 460 osób. Należy jak najszybciej wprowadzić reformy, które będą zwalczać patologiczną skalę nadużywania alkoholu w Polsce poprzez ograniczenie jego dostępności i zwiększenie cen.
Tekst (po redakcji) Ignacego Dylaka z Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie publikujemy w „Menedżerze Zdrowia” za zgodą i dzięki uprzejmości Klubu Jagiellońskiego.
Przeczytaj także: „Izbo wytrzeźwień, wróć”.




