
Nie kierują, a jedynie pełnią obowiązki
Silny minister - słaby prezes: w bezpośrednim otoczeniu ministra zdrowia prezesi i dyrektorzy zastępowani są ludźmi, którzy nie są w pełny sposób mianowani, a jedynie „pełnią obowiązki”.
Czyli w skrócie p.o. A więc mamy p.o. prezesa NFZ Marcina Pakulskiego, p.o. dyrektora Instytutu Medycyny Wsi - prof. Jerzego Zagórskiego, p.o. dyrektora Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki prof. Jana Wilczyńskiego, czy p.o. dyrektora Centrum Zdrowia Dziecka prof. Małgorzatę Syczewską.
Tylko w wypadku NFZ wakat na stanowisku prezesa nie trwa długo – w pozostałych wypadkach: miesiącami. Dlaczego tak się dzieje? W rozmowie z „Menedżerem Zdrowia” jeden z urzędników skarżył się na to, że ministerstwo zdrowia ma słaby wpływ na to, co dzieje się w nadzorowanych przez siebie instytutach. –W zasadzie możemy odwołać lub powołać prezesa: i to wszystko, i to cały instrument – mówił. Utrzymywanie długich wakatów na stanowisku prezesa, zastępowanie go osobami „p.o.” wpływ ministerstwa zwiększa. Nie ułatwia porządnego zarządzania, ułatwia natomiast „ręczne sterowanie” przez organ nadzorujący.
-Oczywiście czasami istnieje potrzeba i możliwość powierzenia pełnienia obowiązków kierownika (wydziału, czy jednostki). W przypadku przejściowego wakatu na określonym stanowisku można pełnienie tych obowiązków powierzyć innemu pracownikowi. Pracownik taki jednak zachowuje swoje stanowisko i tylko przejściowo dodatkowo lub zamiast dotychczasowych czynności wykonuje inną pracę – czytamy w poradniku lex.pl.
-Z prawnego punktu widzenia osoba „p.o.” ma te same kompetencje, co zastępowany przez nią prezes, czy dyrektor – mówi Rafał Janiszewski, prawnik, ekspert rynku ochrony zdrowia. –Ale tylko z prawnego. Z punktu widzenia zarządzania te kompetencje są z natury rzeczy osłabione – dodaje.
Dlaczego? Mając świadomość przejściowości swej funkcji z reguły nie podejmuje działań istotnych ze strategicznego punktu widzenia, koncentrując się na bieżących sprawach, dla załatwienia których został powołany. Także pracownicy inaczej podchodzą do zarządzeń „p.o.”, zdając sobie sprawę z tego, że jego misja jest ograniczona i skończyć się może w każdej chwili.
Czy to zatem źle, nadzorowane przez ministra zdrowia kierowane są przez „p.o.”. Czy to źle, że pozycja ich szefów wobec ministra jest niepewna. –Oczywiście – komentuje Rafał Janiszewski. –Źle i dla tych instytucji i samego ministra. Bo przecież najlepiej dla niego byłoby, gdyby mocny lider załatwiał wszystkie sprawy instytutu, a ministerstwu oszczędził zachodu – dodaje.
Tylko w wypadku NFZ wakat na stanowisku prezesa nie trwa długo – w pozostałych wypadkach: miesiącami. Dlaczego tak się dzieje? W rozmowie z „Menedżerem Zdrowia” jeden z urzędników skarżył się na to, że ministerstwo zdrowia ma słaby wpływ na to, co dzieje się w nadzorowanych przez siebie instytutach. –W zasadzie możemy odwołać lub powołać prezesa: i to wszystko, i to cały instrument – mówił. Utrzymywanie długich wakatów na stanowisku prezesa, zastępowanie go osobami „p.o.” wpływ ministerstwa zwiększa. Nie ułatwia porządnego zarządzania, ułatwia natomiast „ręczne sterowanie” przez organ nadzorujący.
-Oczywiście czasami istnieje potrzeba i możliwość powierzenia pełnienia obowiązków kierownika (wydziału, czy jednostki). W przypadku przejściowego wakatu na określonym stanowisku można pełnienie tych obowiązków powierzyć innemu pracownikowi. Pracownik taki jednak zachowuje swoje stanowisko i tylko przejściowo dodatkowo lub zamiast dotychczasowych czynności wykonuje inną pracę – czytamy w poradniku lex.pl.
-Z prawnego punktu widzenia osoba „p.o.” ma te same kompetencje, co zastępowany przez nią prezes, czy dyrektor – mówi Rafał Janiszewski, prawnik, ekspert rynku ochrony zdrowia. –Ale tylko z prawnego. Z punktu widzenia zarządzania te kompetencje są z natury rzeczy osłabione – dodaje.
Dlaczego? Mając świadomość przejściowości swej funkcji z reguły nie podejmuje działań istotnych ze strategicznego punktu widzenia, koncentrując się na bieżących sprawach, dla załatwienia których został powołany. Także pracownicy inaczej podchodzą do zarządzeń „p.o.”, zdając sobie sprawę z tego, że jego misja jest ograniczona i skończyć się może w każdej chwili.
Czy to zatem źle, nadzorowane przez ministra zdrowia kierowane są przez „p.o.”. Czy to źle, że pozycja ich szefów wobec ministra jest niepewna. –Oczywiście – komentuje Rafał Janiszewski. –Źle i dla tych instytucji i samego ministra. Bo przecież najlepiej dla niego byłoby, gdyby mocny lider załatwiał wszystkie sprawy instytutu, a ministerstwu oszczędził zachodu – dodaje.