
Karty ubezpieczenia zdrowotnego dopiero z elektronicznym dowodem
Ministerstwo Zdrowia wycofało się z projektu wyposażenia obywateli w elektroniczne karty ubezpieczenia do końca 2017 roku. Dlaczego? To może być decyzja wyborcza z obawy przed krytyką PiS, choć sam resort tłumaczy, że chodzi o połączenie kart z elektronicznym dowodem osobistym.
Dzięki karcie pacjent potwierdza, jakie świadczenia zostały wykonane, a to może ograniczyć fikcyjną sprawozdawczość do NFZ, czyli realne oszczędności. Takie karty udało się wprowadzić na Śląsku i przedsięwzięcie firmowane przez Andrzeja Sośnierza okazało się na tyle dobre, że postanowiono zastosować je w całym kraju. Karta, włożona do czytnika umożliwia automatyczny druk skierowań i recept.
Jak przypomina „Gazeta Wyborcza” historia kart jest długa i sięga 1998 roku kiedy rządziło AWS, które przeprowadziło reformę w ochronie zdrowia. Z pomysłu wycofało się SLD, uznając, że karty to zbyt droga fanaberia. PO powróciło do tematu szacując, że wydatki na ten cel wyniosą około 360 mln zł. Jednak oszczędności miały wynieść 650 mln zł. „Wyborcza” pisze, że lada chwila NFZ miało ogłosić przetarg na druk 40 mln kart tym bardziej, że wydał już kilkanaście milionów złotych na oprogramowanie i serwery do ich obsługi. Ich rozdawanie miało się zacząć na początku przyszłego roku.
Do ogłoszenia przetargu potrzebna była jednak nowelizacja ustawy o systemie informacji w ochronie zdrowia. Początkowo resort zdrowia zapisał w niej rozwiązania umożliwiające druk kart, jednak potem się z nich wycofał.
- Przepisy wprowadzające KUZ zostały wyłączone z projektu ustawy z powodu toczących się prac nad wdrożeniem elektronicznego dowodu osobistego. Połączenie kart oraz elektronicznych dowodów osobistych to rozwiązanie najbardziej racjonalne z punktu widzenia ekonomiczno--finansowego - mówi Krzysztof Bąk, rzecznik ministerstwa, cytowany przez „Gazetę Wyborczą”.
Dowody wymieniane są co 10 lat. To oznacza, że jeśli druk rozpocznie się w 2017 roku, karty mogą trafić do obywateli dopiero w 2027 roku, a nie jak zakładano wcześniej do końca 2017 roku. Dlaczego więc ministerstwo wycofało się z projektu?
Jak pisze „Wyborcza” Marian Zembala sprawę tłumaczy tak: - Inne przepisy zawarte w nowelizacji są pilnie potrzebne, bo Polsce grozi, że będzie musiała zwracać 700 mln zł, które dostała z Brukseli na informatyzację w zdrowiu. Tymczasem wokół kart zrobiło się polityczne zamieszanie.
Chodzi o krytykę posłów PiS, że przetarg na druk kart będzie mogła wygrać tylko firma z zagranicy, bo żadna polska nie ma odpowiedniej technologii. A wtedy wrażliwe dane polskich ubezpieczonych wyciekną z kraju. Interpelację w tej sprawie złożył poseł Jerzy Polaczek z PiS.
"Wyborcza zauważa, że takie podejrzenia są jednak fałszywe, bo na KUZ na razie nie miało być zapisane nic poza podstawowymi danymi ubezpieczonego.
Jak przypomina „Gazeta Wyborcza” historia kart jest długa i sięga 1998 roku kiedy rządziło AWS, które przeprowadziło reformę w ochronie zdrowia. Z pomysłu wycofało się SLD, uznając, że karty to zbyt droga fanaberia. PO powróciło do tematu szacując, że wydatki na ten cel wyniosą około 360 mln zł. Jednak oszczędności miały wynieść 650 mln zł. „Wyborcza” pisze, że lada chwila NFZ miało ogłosić przetarg na druk 40 mln kart tym bardziej, że wydał już kilkanaście milionów złotych na oprogramowanie i serwery do ich obsługi. Ich rozdawanie miało się zacząć na początku przyszłego roku.
Do ogłoszenia przetargu potrzebna była jednak nowelizacja ustawy o systemie informacji w ochronie zdrowia. Początkowo resort zdrowia zapisał w niej rozwiązania umożliwiające druk kart, jednak potem się z nich wycofał.
- Przepisy wprowadzające KUZ zostały wyłączone z projektu ustawy z powodu toczących się prac nad wdrożeniem elektronicznego dowodu osobistego. Połączenie kart oraz elektronicznych dowodów osobistych to rozwiązanie najbardziej racjonalne z punktu widzenia ekonomiczno--finansowego - mówi Krzysztof Bąk, rzecznik ministerstwa, cytowany przez „Gazetę Wyborczą”.
Dowody wymieniane są co 10 lat. To oznacza, że jeśli druk rozpocznie się w 2017 roku, karty mogą trafić do obywateli dopiero w 2027 roku, a nie jak zakładano wcześniej do końca 2017 roku. Dlaczego więc ministerstwo wycofało się z projektu?
Jak pisze „Wyborcza” Marian Zembala sprawę tłumaczy tak: - Inne przepisy zawarte w nowelizacji są pilnie potrzebne, bo Polsce grozi, że będzie musiała zwracać 700 mln zł, które dostała z Brukseli na informatyzację w zdrowiu. Tymczasem wokół kart zrobiło się polityczne zamieszanie.
Chodzi o krytykę posłów PiS, że przetarg na druk kart będzie mogła wygrać tylko firma z zagranicy, bo żadna polska nie ma odpowiedniej technologii. A wtedy wrażliwe dane polskich ubezpieczonych wyciekną z kraju. Interpelację w tej sprawie złożył poseł Jerzy Polaczek z PiS.
"Wyborcza zauważa, że takie podejrzenia są jednak fałszywe, bo na KUZ na razie nie miało być zapisane nic poza podstawowymi danymi ubezpieczonego.