
Jakub Szulc o aptece dla aptekarzy, nie pacjentów
- Po raz kolejny partykularyzm wygrał z faktyczną troską o pacjenta – pisze w felietonie dla „Menedżera Zdrowia" Jakub Szulc.
Poniżej treść felietonu
Na zewnątrz robi się ciepło, więc politycy, idąc za przykładem natury, starają się zapewnić, żeby temperatura sejmowych debat także nie opadła. Jeszcze słychać było echa burzy po dyskusji o sieci szpitali, a posłowie już zdecydowali się zaprezentować nam nowelizację ustawy Prawo farmaceutyczne, tzw. ustawę apteka dla aptekarza.
Spór pomiędzy Naczelną Izbą Aptekarską a sieciami aptek nie jest rzeczą nową – trwa od co najmniej dziesięciu lat. Jednym z jego efektów, są przepisy art. 94a ustawy Prawo farmaceutyczne, o zakazie reklamy. Przepis wymierzony był w sieci aptek, by nie stosowały przewagi konkurencyjnej wynikającej z jednego znaku handlowego i możliwości oferowania tańszych leków nierefundowanych, jednak finalnie uderzył w apteki indywidualne, które miały mniejsze możliwości prowadzenia sporów prawnych z nadzorem farmaceutycznym.
Teraz zobaczyliśmy jego kolejną odsłonę, która oczywiście będzie skutkowała ograniczeniem możliwości tworzenia sieci, trudnościami z otwarciem apteki w obszarze zurbanizowanym (co oznacza de facto uprzywilejowanie istniejących aptek) i co najważniejsze – ograniczeniem dostępu do tańszych leków nierefundowanych. A dlaczego? Bo te tańsze leki, jak dowiadujemy się od ministra zdrowia, były tylko pozornie tańsze (sic!).
Prace w parlamencie zakończono. Po raz kolejny partykularyzm wygrał z faktyczną troską o pacjenta. Co zrobi prezydent z ustawą, o której sami przedstawiciele rządu mówili, że skala lobbingu przekroczyła dopuszczalne granice? Żebyśmy jako widzowie tego spektaklu się nie nudzili, parlament wprowadza pod obrady obowiązek recepturowy dla tabletek dzień po. Posłowie wszystkich klubów parlamentarnych biorą się za łby, przekazy medialne przez kilka dni zdominowane są burzą o tabletkę. No cóż, rząd nigdy nie ukrywał swoich zamierzeń co do skrętu bardziej w prawo i swoistej rewolucji światopoglądowej w społeczeństwie.
Oczywiście takie propozycje to paliwo polityczne, które rozgrzewa do czerwoności i lewą, i prawą stronę rzeczywistości parlamentarnej oraz opinii publicznej. Kłopot jednak w tym, że w ogniu dyskusji o tabletce kompletnie zapomniano o innych zapisach projektu. Te zaś przynoszą zmiany idące dużo dalej niż recepta na antykoncepcję dzień po. Przede wszystkim Rada Przejrzystości, opiniująca dla Prezesa AOTMiT wnioski refundacyjne, przestaje być niezależna od Ministerstwa Zdrowia, bo z ustawy znika zamknięty katalog sytuacji, w których minister może odwołać członka Rady przed końcem kadencji (art. 31s ust. 16). Po wtóre, w niebyt odchodzi ścisłe określenie ram czasowych, na które decyzja refundacyjna opiewa: pierwszy wniosek refundacyjny – 2 lata, kolejny – 3, trzeci i następne – 5 lat.
Cel tego zapisu jest bardzo klarowny: zarówno podmiot odpowiedzialny, jak i regulator mają dokładnie, zewnętrznie określony czas obowiązywania decyzji. Tymczasem po zmianie art. 11 ust. 3 minister będzie wydawał decyzję o objęciu leku refundacją na okres do 5 lat. Czyli: lek przeszedł pozytywnie ocenę AOTMiT, uzyskał zgodę Komisji Ekonomicznej i... został włączony do refundacji na 3 miesiące.
W tym samym czasie zamiennik z tej samej grupy limitowej będzie refundowany przez 5 lat. Dlaczego? Bo można! Jednym z głównych celów obowiązującej od 2012 r. ustawy refundacyjnej było uporządkowanie refundacji, rezygnacja z panującej wolnoamerykanki i stworzenie przejrzystych procedur refundacyjnych. Nie wszystkie cele ustawy zostały osiągnięte, ten jednak – zdecydowanie tak! Zdaję sobie sprawę, jak bardzo ograniczonym instrumentarium dysponują pracownicy administracji rządowej. Wiem, jak trudno jest efektywnie zarządzać tak szeroką i trudną dziedziną, jak zdrowie. Ale jednocześnie jestem przekonany, że przepisy powinny być konstruowane w sposób, który ogranicza uznaniowość, daje poczucie stabilności i równości wobec prawa i co najważniejsze – nie tworzy korupcyjnych zachęt. Ministra odpowiedzialnego za projekt w Ministerstwie Zdrowia już nie ma. Co będzie z samym projektem?
Jakub Szulc
Felieton ukaże się w najnowszym numerze „Menedżera Zdrowia”
Na zewnątrz robi się ciepło, więc politycy, idąc za przykładem natury, starają się zapewnić, żeby temperatura sejmowych debat także nie opadła. Jeszcze słychać było echa burzy po dyskusji o sieci szpitali, a posłowie już zdecydowali się zaprezentować nam nowelizację ustawy Prawo farmaceutyczne, tzw. ustawę apteka dla aptekarza.
Spór pomiędzy Naczelną Izbą Aptekarską a sieciami aptek nie jest rzeczą nową – trwa od co najmniej dziesięciu lat. Jednym z jego efektów, są przepisy art. 94a ustawy Prawo farmaceutyczne, o zakazie reklamy. Przepis wymierzony był w sieci aptek, by nie stosowały przewagi konkurencyjnej wynikającej z jednego znaku handlowego i możliwości oferowania tańszych leków nierefundowanych, jednak finalnie uderzył w apteki indywidualne, które miały mniejsze możliwości prowadzenia sporów prawnych z nadzorem farmaceutycznym.
Teraz zobaczyliśmy jego kolejną odsłonę, która oczywiście będzie skutkowała ograniczeniem możliwości tworzenia sieci, trudnościami z otwarciem apteki w obszarze zurbanizowanym (co oznacza de facto uprzywilejowanie istniejących aptek) i co najważniejsze – ograniczeniem dostępu do tańszych leków nierefundowanych. A dlaczego? Bo te tańsze leki, jak dowiadujemy się od ministra zdrowia, były tylko pozornie tańsze (sic!).
Prace w parlamencie zakończono. Po raz kolejny partykularyzm wygrał z faktyczną troską o pacjenta. Co zrobi prezydent z ustawą, o której sami przedstawiciele rządu mówili, że skala lobbingu przekroczyła dopuszczalne granice? Żebyśmy jako widzowie tego spektaklu się nie nudzili, parlament wprowadza pod obrady obowiązek recepturowy dla tabletek dzień po. Posłowie wszystkich klubów parlamentarnych biorą się za łby, przekazy medialne przez kilka dni zdominowane są burzą o tabletkę. No cóż, rząd nigdy nie ukrywał swoich zamierzeń co do skrętu bardziej w prawo i swoistej rewolucji światopoglądowej w społeczeństwie.
Oczywiście takie propozycje to paliwo polityczne, które rozgrzewa do czerwoności i lewą, i prawą stronę rzeczywistości parlamentarnej oraz opinii publicznej. Kłopot jednak w tym, że w ogniu dyskusji o tabletce kompletnie zapomniano o innych zapisach projektu. Te zaś przynoszą zmiany idące dużo dalej niż recepta na antykoncepcję dzień po. Przede wszystkim Rada Przejrzystości, opiniująca dla Prezesa AOTMiT wnioski refundacyjne, przestaje być niezależna od Ministerstwa Zdrowia, bo z ustawy znika zamknięty katalog sytuacji, w których minister może odwołać członka Rady przed końcem kadencji (art. 31s ust. 16). Po wtóre, w niebyt odchodzi ścisłe określenie ram czasowych, na które decyzja refundacyjna opiewa: pierwszy wniosek refundacyjny – 2 lata, kolejny – 3, trzeci i następne – 5 lat.
Cel tego zapisu jest bardzo klarowny: zarówno podmiot odpowiedzialny, jak i regulator mają dokładnie, zewnętrznie określony czas obowiązywania decyzji. Tymczasem po zmianie art. 11 ust. 3 minister będzie wydawał decyzję o objęciu leku refundacją na okres do 5 lat. Czyli: lek przeszedł pozytywnie ocenę AOTMiT, uzyskał zgodę Komisji Ekonomicznej i... został włączony do refundacji na 3 miesiące.
W tym samym czasie zamiennik z tej samej grupy limitowej będzie refundowany przez 5 lat. Dlaczego? Bo można! Jednym z głównych celów obowiązującej od 2012 r. ustawy refundacyjnej było uporządkowanie refundacji, rezygnacja z panującej wolnoamerykanki i stworzenie przejrzystych procedur refundacyjnych. Nie wszystkie cele ustawy zostały osiągnięte, ten jednak – zdecydowanie tak! Zdaję sobie sprawę, jak bardzo ograniczonym instrumentarium dysponują pracownicy administracji rządowej. Wiem, jak trudno jest efektywnie zarządzać tak szeroką i trudną dziedziną, jak zdrowie. Ale jednocześnie jestem przekonany, że przepisy powinny być konstruowane w sposób, który ogranicza uznaniowość, daje poczucie stabilności i równości wobec prawa i co najważniejsze – nie tworzy korupcyjnych zachęt. Ministra odpowiedzialnego za projekt w Ministerstwie Zdrowia już nie ma. Co będzie z samym projektem?
Jakub Szulc
Felieton ukaże się w najnowszym numerze „Menedżera Zdrowia”