Serce po stronie publicznych szpitali
Czy minister zdrowia Jolantę Sobierańską-Grendę powołano na stanowisko po to, aby łatwiej w systemie funkcjonowało się dużym szpitalom, zwiększając przy tym wymagania dla powiatowych i ułatwiając ich prywatyzację?
„Gazeta Wyborcza” rozmawiała z minister zdrowia Jolantą Sobierańską-Grendą, sugerując, że powołano ją na stanowisko po to, aby – cytujemy – dopieścić duże szpitale i przykręcić śrubę powiatowym, ułatwiając tym samym ich zamykanie albo prywatyzację.
– Żadnego szpitala nie sprywatyzowałam. Przeciwnie, to, co robiłam, raczej utrudniało działanie podmiotów prywatnych w województwie pomorskim. Niestety, ludziom samo przekształcenie szpitala w spółkę kojarzy się z prywatyzacją, nawet jeśli właścicielem nadal pozostaje samorząd. W 2007 r. przekształcaliśmy w spółkę prawa handlowego, w którym 100 proc. udziałów ma samorząd, szpital w Malborku. Długo prowadziliśmy rozmowy, aby przekonać ludzi, że to nie jest prywatyzacja – przyznała szefowa resortu zdrowia, podkreślając, że ma serce po stronie publicznych szpitali.
– Jeśli są przykłady złych prywatyzacji, to ludzie mają prawo do niepokoju. Jeżeli jest to prywatyzacja, która polega tylko na wyciąganiu pieniędzy, a nie na dobrym leczeniu, to obawy są uzasadnione. Ale co do mnie, warto prześledzić to, co zrobiłam i wtedy, myślę, takich obaw nie będzie. Zresztą ustawa o reformie szpitali [chodzi o nowelizację ustawy o świadczeniach zdrowotnych finansowanych ze środków publicznych – red.] nie zakłada żadnych działań na rzecz prywatyzacji. Musimy raczej podnieść efektywność publicznych szpitali – podkreśliła Sobierańska-Grenda w rozmowie z „Gazetą Wyborczą”.
Przeczytaj także: „Doktor konsolidacji” i „Prywatyzacja według minister”.

