
Odważnie i bez strachu zmieńmy położnictwo
– Rozdrobniony model lecznictwa szpitalnego jest nieefektywny i niebezpieczny. Nie uciekniemy od zmian, także tych dotyczących porodówek. Niestety politycy straszą obywateli reformą – mówi Małgorzata Gałązka-Sobotka.
„Dziennik Gazeta Prawna” rozmawia o szpitalach z Małgorzatą Gałązką-Sobotką, dyrektor Instytutu Zarządzania w Ochronie Zdrowia Uczelni Łazarskiego i zastępcą przewodniczącego Rady Narodowego Funduszu Zdrowia.
Ekspertka przyznaje, że nie uciekniemy od zmian w szpitalnictwie.
Dlaczego?
Jej zdaniem nie dysponujemy takim dochodem narodowym, który pozwoliłby państwu na pokrywanie świadczeń nierentownych tylko dla zachowania komfortu związanego z tym, że w każdym powiecie jest szpital, że jest on największym pracodawcą, a pacjenci mają podmiot blisko swojego miejsca zamieszkania.
Gałązka-Sobotka podkreśla, że rozdrobniony model lecznictwa szpitalnego, jest nieefektywny i niebezpieczny, dlatego wszystkie kraje od niego odchodzą.
– W Polsce jednak kolejne ekipy polityczne jak szybko zapowiadały redukcję oddziałów położniczych, tak szybko się z niej wycofywały. Tymczasem bezpieczeństwo matki i dziecka gwarantuje placówka dobrze wyposażona, z kompetentnym, doświadczonym zespołem, działająca w warunkach komfortu ekonomicznego, a nie ciągłego stresu związanego z rosnącymi stratami finansowymi. Osoby odpowiedzialne za politykę zdrowotną muszą mieć odwagę do wdrażania zmian, którą zarażą innych – twierdzi.
Co zatem należy zrobić?
– Minimum jest wprowadzenie zmian w warunkach kwalifikacji do sieci, co pozwoliłoby rzeczywiście udrożnić proces przeprofilowywania placówek. Dzisiaj warunkiem brzegowym jest udzielanie świadczeń zdrowotnych w czterech podstawowych specjalnościach medycznych – między innymi położnictwa i ginekologii. Tym zapisem wiążemy ręce i dyrektorowi szpitala, i staroście, i ostatecznie dyrektorowi oddziału wojewódzkiego – mówi w rozmowie z „Dziennikiem Gazetą Prawną”.
– Starostwa, które mierzą się z ciągłym spadkiem dzietności i konkurencją innych placówek, dokładają rocznie kilka milionów złotych do każdego oddziału położniczego. Ta kwota mogłaby zostać wykorzystana znacznie lepiej, wystarczyłaby na dowiezienie pacjentki transportem medycznym do innej placówki w całym okresie ciąży, na solidną wyprawkę promującą rodzicielstwo dla każdej rodzącej, nawet na poziomie kilku tysięcy złotych, i jeszcze by zostało na zabezpieczenie potrzeb wielu innych mieszkańców, na przykład w zakresie rehabilitacji, kardiologii czy endokrynologii. Tymczasem dziś rodzące kobiety nie mają optymalnej opieki, na przykład dostępu do znieczulenia zewnątrzoponowego, a potrzeby zdrowotne reszty mieszkańców pozostają niezaspokojone. Trzeba konieczność zmian wytłumaczyć społeczeństwu, uzmysłowić mu, że zmiana profilu szpitala nie musi oznaczać strat, lecz korzyści dla wielu mieszkańców – podkreśla Małgorzata Gałązka-Sobotka.
Przeczytaj także: „Które porodówki wybierają Wielkopolanki?”, „Bóle porodówkowe”, „Kryzys porodowy” i „Twarde dane, by likwidować porodówki”.