Łukasz Cynalewski/Agencja Wyborcza.pl
Łukasz Cynalewski/Agencja Wyborcza.pl

Od kliknięcia do przemocy

Udostępnij:

– Algorytmy napędzają teorie spiskowe, karmiąc użytkowników treściami zgodnymi z ich dotychczasowymi kliknięciami. Kto raz obejrzy wideo o „ukrywanych terapiach raka”, szybko znajdzie się w sieci kłamstw o szczepieniach. Tak rodzą się cyfrowe bunkry, w których każda próba podważenia poglądów wyznawcy traktowana jest jak atak – komentuje dr hab. Piotr Rzymski.

  • Dr hab. Piotr Rzymski pisze o teoriach spiskowych, „turboraku”, „autyzmie poszczepiennym”, czy „milionach nagłych zgonów po mRNA”, Hollywood, pobiciu byłego ministra zdrowia Adama Niedzielskiego i Rosji
  • Manipulowanie społeczeństwem nie zniknie, jeśli sprowadzimy je do „foliarstwa”. – Nie wystarczy też lex szarlatan, choć ściganie znachorów jest konieczne. Trzeba rozliczać platformy społecznościowe z odpowiedzialności za treści, wprowadzić edukację informacyjną do szkół, wspierać naukowców i lekarzy w ich obecności medialnej – komentuje Piotr Rzymski

Szczepionki powodują „turboraka”, wirusy nie istnieją, a sieć 5G kontroluje umysły – oczywiście to wiedza „tajemna”, dostępna jedynie dla wybranych oświeconych, którzy dzięki temu mogą pogardzać zmanipulowaną resztą społeczeństwa. Można obalać te bzdury jedna po drugiej, ale w ich miejsce wciąż pojawiają się kolejne, podważające zaufanie do nauki, zdrowia i instytucji publicznych. Celem jest polaryzacja społeczna, rozsadzenie fundamentów wspólnoty i przygotowanie gruntu pod ideologie, które z demokracją nie mają nic wspólnego. Wszystko to realizuje się na płaszczyźnie internetowych mediów społecznościowych, które pozwalają na szybką i niekontrolowaną propagację dezinformacji.

Gdy usłyszałem o odradzającej się popularności Towarzystwa Płaskiej Ziemi, byłem niemal przekonany, że ktoś testuje granice ludzkiej łatwowierności. Jeśli w XXI w., w dobie zdjęć satelitarnych i eksploracji kosmosu, wciąż znajdują się ludzie wierzący, że Ziemia to dysk, a NASA i ESA biorą udział w globalnym spisku (który wymagał wielopokoleniowego zaangażowania ogromnej rzeszy ludzi) – to znaczy, że można im sprzedać już absolutnie wszystko. Choćby tezę, że chemikalia w wodzie zmieniają orientację seksualną, że HIV nie powoduje AIDS, że samoloty rozpylają trucizny, a sieć 5G steruje mózgami. Dziś w internecie można też znaleźć tysiące wpisów twierdzących, że polski astronauta Sławosz Uznański-Wiśniewski nigdy nie poleciał w kosmos, tylko do studia filmowego w Hollywood – i to również ma być częścią wielkiego spisku elit.

Algorytm zamiast rozsądku

We współczesnym świecie takie idee nie znikają – one się propagują. I przypominają w tym wirusy RNA, ciągle mutują, dostosowują się do nowych warunków, znajdują kolejnych „żywicieli społecznych” i wracają w coraz to groźniejszych odmianach. A jeśli nie zareagujemy na czas, mogą, podobnie jak patogen, zainfekować znaczą część populacji. Media społecznościowe to idealne inkubatory dla dezinformacji, bo stojące za nimi algorytmy nie dbają o rzetelność, lecz o zaangażowanie użytkownika. A nic nie przyciąga uwagi tak, jak strach, gniew i kontrowersja. Film tłumaczący, jak naprawdę działa szczepionka – niezależnie od tego, jak bardzo będzie kreatywny i interesujący – przegra zasięgami zawsze z filmikiem o „turboraku”, „autyzmie poszczepiennym” czy „milionach nagłych zgonów po mRNA”. Ludzki mózg jest na to podatny – szybciej rejestruje zagrożenia niż fakty, bo tak ukształtowała go ewolucja. Dla naszych przodków kluczowe było natychmiastowe dostrzeżenie niebezpieczeństwa – drapieżnika, trucizny czy wroga – a nie spokojna analiza danych. Mechanizm ten przetrwał, tylko dziś zamiast lwa na sawannie reagujemy tak samo gwałtownie na nagłówki straszące globalnym spiskiem.

Algorytmy napędzają ten proces, karmiąc użytkowników treściami zgodnymi z ich dotychczasowymi kliknięciami. Kto raz obejrzy wideo o „ukrywanych terapiach raka” (a dodajmy, że według ostatniego Eurobarometru połowa Polaków uważa, że firmy farmaceutyczne ukrywają skuteczne leki onkologiczne), szybko znajdzie się w sieci kłamstw o szczepieniach, 5G czy „zatajanych cudownych suplementach diety”. Tak rodzą się cyfrowe bunkry, w których każda próba podważenia poglądów wyznawcy traktowana jest jak atak. W efekcie tworzy się syndrom oblężonej twierdzy – poczucie, że świat zewnętrzny jest wrogi, wszyscy krytycy to agenci systemu, a w swoje poglądy trzeba wierzyć nawet wbrew zdrowemu rozsądkowi.

– Nic, co pan powie, żadne dane, badania, wyniki, nie przekonają mnie do zmiany zdania – powiedziała mi niegdyś rozmówczyni, aktywistka wojująca ze współczesną medycyną.

W takiej atmosferze jedynymi „prawdziwymi sprzymierzeńcami” stają się inni zwolennicy spiskowych narracji, co jeszcze mocniej cementuje grupową lojalność i odporność na fakty. A im mocniej się w taką narrację wierzy, tym większa podatność na manipulację.

Nie rozmawiajmy – zwalczajmy wrogów

W takiej rzeczywistości świat staje się czarno-biały: są „przebudzeni”, którzy twierdzą, że dostrzegli prawdę ukrytą przed masami, i cała reszta – zmanipulowani, skorumpowani, służący „systemowi”. Z tymi drugimi nie trzeba rozmawiać, ich trzeba zwalczać. Najpierw przez wyzwiska, inwektywy i groźby, które – chronione pozorną anonimowością – wylewają się w internecie w postach i komentarzach. Spotkałem się z tym osobiście wielokrotnie – podobnie jak moje koleżanki i koledzy, zabierający publiczny głos w sprawach związanych ze zdrowiem, ale to uruchamia niebezpieczny mechanizm: nasionko nienawiści, wciąż podlewane przez podobne treści i wzmacniane przez algorytmy, zaczyna kiełkować i przeradza się w realne działania.

Widzieliśmy to w Polsce. Podpalenia punktów szczepień czy ataki na medyków, także ze skutkiem śmiertelnym, są tego dobitnym przykładem. Jest też nim pobicie byłego ministra zdrowia Adama Niedzielskiego. Sprawcy krzyczeli, że jest „zdrajcą narodu” – bito go za decyzje podejmowane w czasie pandemii. Jak bardzo sprawcy musieli być nakręceni antyszczepionkową propagandą z mediów społecznościowych, by dopuścić się takich czynów? I to trzeba sobie uświadomić – dziś, gdzieś, jest mnóstwo ludzi, którzy dzięki mediom społecznościowym mogą hodować w sobie potwora hejtu, który w pewnym momencie przestanie być tylko słowem. To efekt mieszanki dezinformacji, frustracji i poczucia misji, którą podsycają także niektórzy politycy, cynicznie grający strachem dla zysku wyborczego.

Dezinformacja jako broń

Opisane powyżej zjawisko nie jest żadnym marginesem – ono staje się normą. Jedni wykorzystują je dla zasięgów i pieniędzy, inni dla politycznych punktów wyborczych, a jeszcze inni – dla osłabienia zaufania społecznego i instytucji państwa. Bo społeczeństwo skłócone i pełne nienawiści to społeczeństwo słabe – podatne na manipulację i ataki, którym łatwiej sterować i łatwiej zaatakować.

Nieprzypadkowo to właśnie rosyjska Agencja Badań Internetowych (IRA) przez lata inwestowała w sianie takich treści przy pomocy mediów społecznościowych. Boty jednocześnie promowały narracje anty- i proszczepionkowe, byle tylko wywołać chaos i podziały – nie w Rosji, ale poza nią. To nie jest teza – to udokumentowana operacja dezinformacyjna. I dziwnym trafem koreluje ze spadkiem wyszczepialności dzieci w Ukrainie i Polsce.

Od antyszczepionkowca do prorosyjskiego bojownika

Choć IRA oficjalnie zniknęła w 2023 r., jej narracje mają się świetnie. Podbijają je pseudoeksperci, influencerzy i całe armie „wierzących w prawdę”. Wielu zaczynało od sceptycyzmu wobec szczepień, a dziś wierzy już w całą spiskową kosmologię: „turboraki”, gender z wody i kontrolę umysłu przez nadajniki. W takim klimacie łatwo wmówić, że globalne ocieplenie to wymysł, że transformacja energetyczna to zamach na wolność, a Rosja jest „ostatnią ostoją normalności”.

Co dalej?

Problem nie zniknie, jeśli sprowadzimy go do „foliarstwa”. Nie wystarczy też lex szarlatan, choć ściganie znachorów jest konieczne. Trzeba rozliczać platformy społecznościowe z odpowiedzialności za treści, wprowadzić edukację informacyjną do szkół, wspierać naukowców i lekarzy w ich obecności medialnej. Potrzeba zdecydowanych reakcji, sprzeciwu, kar. A zatem – trzeba odwagi polityków, by walczyć nie tylko o swoje słupki wyborcze, ale o odporność społeczną państwa. Nie można wzruszać ramionami, bo dezinformacja i polaryzacja to narzędzia wojny hybrydowej. Ktoś intencjonalnie ją wywołuje i podtrzymuje.

To trudne, bo internet nie zna granic, zdaje się być wolny od odpowiedzialności i wymyka się kontroli. Ale dopóki walczymy – nie przegraliśmy. Walczyć trzeba o rozsądek, o naukę, o zdrowie publiczne, o bezpieczeństwo. Bo stawką nie jest tylko prawda. Stawką jest przyszłość i spójność naszego społeczeństwa – a raz utraconą odbudowuje się bardzo długo.

Tekst dr. hab. Piotra Rzymskiego z Zakładu Medycyny Środowiskowej Uniwersytetu Medycznego im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu opublikowano w Biuletynie Wielkopolskiej Izby Lekarskiej 10/2025.

Przeczytaj także: „Edukacja zdrowotna – by nie było «szurii»”„Glin w szczepionkach”„Jerzy Zięba porównał chemioterapię do cyklonu B”„Im mniej wiesz, tym bardziej jesteś pewny”„Sonda – czy edukacja zdrowotna deprawuje?” i „Jak to się stało, że Termedia wygrała proces z Ziębą? – uzasadnienie do wyroku”.

 
© 2025 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.