
Medyk z taksą maksymalną?
Tagi: | Jarosław Jóźwiak, lekarz, lekarze |
– W zawodach medycznych potrzebny jest przewrót, który dokonał się już wśród prawników, w przypadku których przez lata dostęp do zawodu też był ograniczony – mówi warszawski radny Jarosław Jóźwiak, sugerując, że jeśli chodzi o medyków, można byłoby wprowadzić tzw. taksy maksymalne, jak u notariuszy.
„Gazeta Wyborcza” informuje, że Wojewódzki Szpital w Bielsku-Białej szuka specjalisty medycyny ratunkowej do pracy na oddziale ratunkowym. Proponowana stawka to od 72 240 zł do 108 tys. zł miesięcznie brutto.
To jest punktem wyjścia do rozmowy o wysokich zarobkach z Jarosławem Jóźwiakiem, radnym miasta stołecznego Warszawy i przewodniczącym Komisji Zdrowia.
Radny odnosi się do Warszawy.
– W stolicy szpitale wzajemnie przebijają stawki, podkupując sobie personel albo odwrotnie – dyrektorzy są stawiani pod ścianą, bo lekarze licytują, kto za ich pracę da więcej. A dać muszą, bo jeśli nie zapewnią obsady oddziałów, stracą kontrakty z Narodowym Funduszem Zdrowia – twierdzi, podkreślając, że problem jest przez deficyt specjalistów.
– O ile w ostatnich latach otwarto sporo nowych kierunków medycznych, choć na niektórych uczelniach zbyt pochopnie, to dostęp do miejsc na specjalizacjach wciąż jest ograniczony. W zeszłym roku w miejskich szpitalach dostaliśmy mniej niż dziesięć miejsc specjalizacyjnych na anestezjologii, choć bez problemu moglibyśmy przyjąć dwadzieścia czy trzydzieści osób. Większa liczba specjalistów oznacza bardziej konkurencyjny rynek. W zawodach medycznych potrzebny jest przewrót, który dokonał się już wśród prawników, w przypadku których przez lata dostęp do zawodu też był ograniczony – mówi Jóźwiak w rozmowie z „Gazetą Wyborczą”.
Czy dopóki do niego nie dojdzie, stawki maksymalne rozwiązałyby problem?
– To już sprawdza się w innych zawodach. W zawodzie notariusza, także zaufania publicznego i regulowanym, wprowadzono tzw. taksy maksymalne. Oczywiście notariusz za swoje usługi może wziąć mniej, w zależności od stopnia konkurencyjności w danym mieście, ale nie może wziąć więcej – odpowiada Jarosław Jóźwiak.
„Gazeta Wyborcza” dopytuje, jaka miałaby być maksymalna stawka w zawodach medycznych.
Czy ponad 6 tys. zł brutto za 24-godzinny dyżur w szpitalu w Warszawie to dużo czy mało?
– Wszystko zależy od kontekstu. W szpitalach, gdzie SOR-y są bardzo obłożone, to pewnie nie jest przesadzona stawka, ale w szpitalu specjalistycznym, który przyjmuje na oddziałach ratunkowych dużo mniej pacjentów, być może okazałaby się za wysoka. Po to jest Agencja Ochrony Technologii Medycznych i Taryfikacji, żeby to ocenić i odpowiednio różnicować według stopnia natężenia pracy, jej trudności czy po prostu kosztów życia w danym mieście – mówi Jóźwiak.
Lekarze zarabiają więcej niż dyrektorzy?
Kiedy w lutym rozmawialiśmy z prezesem Polskiej Federacji Szpitali Jarosławem J.
Fedorowskim, wprost stwierdził, że kształtowanie wynagrodzeń to jedno z
podstawowych narzędzi zarządczych, a przymus ustalania pensji według
odgórnych uregulowań jest co do zasady niewłaściwy.
– To
dyrektorzy odpowiadają za finanse szpitala i to oni powinni ustalać
wysokość wypłat, biorąc pod uwagę bardzo różne czynniki – ocenił
specjalista kardiologii, chorób wewnętrznych i koordynowanej ochrony
zdrowia, z doświadczeniem lekarskim i zarządczym w Polsce, Stanach
Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii i Szwajcarii.
Profesor w
rozmowie z „Menedżerem Zdrowia” podkreślił, że wynagrodzenia personelu
medycznego w szpitalach często przekraczają 70 proc. budżetów podmiotów.
To zdecydowanie za dużo.
Aby pokazać, o jakim problemie mówimy, podał przykład.
–
Mediana zarobków lekarzy ze specjalizacją wynosi 21,5 tys. zł
miesięcznie brutto na umowach o pracę, a na kontrakcie 24,6 tys.,
pielęgniarek magistrów ze specjalizacją 12,2 tys. zł [zgodnie z danymi
Agencji Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji przedstawionymi
podczas posiedzeniu Trójstronnego Zespołu do spraw Ochrony Zdrowia 5
marca – red.]. Od lipca 2025 r. mają być kolejne podwyżki – o mniej
więcej 13 proc. Porównując to z zarobkami dyrektorów szpitali, ci
ostatni znaleźli się w środku stawki listy płac, a to przecież oni,
zarządzając lecznicą, biorą odpowiedzialność za funkcjonowanie jednostek
– podkreślił Fedorowski, powołując się na dane Polskiej Federacji
Szpitali.
– Nierzadko szefowie szpitali zarabiają dużo mniej niż lekarze – przyznał.
– Podobnie jak w innych sektorach gospodarki szef firmy powinien być w czołówce, jeśli nie na podium listy płac – skomentował.
Fedorowski stwierdził jednoznacznie, że w obecnej sytuacji finansowej Narodowego Funduszu Zdrowia nie stać nas na realizację ustawy o sposobie ustalania najniższego wynagrodzenia zasadniczego niektórych pracowników zatrudnionych w podmiotach leczniczych
Więcej w tekście: „Przez lipcowe podwyżki lekarze zarobią więcej niż dyrektorzy”.
Przeczytaj także: „Będzie kompromis w sprawie minimalnych wynagrodzeń?”, „Maksymalne problemy – minimalne wynagrodzenie”, „Czy nic, co zostało dane, nie zostanie zabrane?”, „Podwyżkowy taniec” i „Ile w kieszeni medyka od lipca 2025 r.”.