
Łódzkie, kraina przedwczesnych zgonów
W województwie łódzkim długość życia mężczyzn i kobiet, podstawowy parametr służący do oceny sprawności ochrony zdrowia, jest najniższy w Polsce i rażąco odstaje od średniej krajowej. Zaskakujące jest to, że dochodzi do tego w regionie, w którym obok Mazowsza, liczba lekarzy przypadających na jednego pacjenta jest najwyższa. Dlaczego Łodzianie umierają wcześniej?
Główny Urząd Statystyczny opublikował właśnie dane dotyczące średniej życia Polaków. W wypadku mężczyzn wynosi ona 73,5 roku, kobiet 81,1 lat. Najkrócej żyją obywatele i obywatelki województwa łódzkiego. Mężczyźni żyją średnio 70,7 lat – o dwa lata mniej niż średnia krajowa, aż o 4 lata mniej niż mieszkańcy Podkarpacia (najwyższa średnia w Polsce – 74, 8 roku) . Wśród kobiet różnica jest aż tak rażąca. Ale i tu dane mówią o tym, że mieszkanki Łódzkiego żyją 80,1 lat, czyli krócej o ponad rok niż średnia krajowa, 2 lata mniej niż mieszkanki Podkarpacia i Podlasia (82,2 lat).
Dlaczego Łodzianie żyją krócej?
Jak to możliwe w województwie, w którym działa największy uniwersytet medyczny w Polsce i w którym na jednego mieszkańca przypada, obok Warszawy największa liczba lekarzy? W województwie mazowieckim na jednego lekarza przypada 245 pacjentów, w łódzkim 250. To podobne liczby, najniższe (najbardziej korzystne dla pacjentów) w Polsce. Na Mazowszu tymczasem średnia życia mężczyzn jest o dwa lata wyższa niż w łódzkim. Na Podkarpaciu jeden lekarz musi otoczyć opieką średnio 412 pacjentów - czyli niemal dwa razy więcej pacjentów niż w Łódzkim. Średnia życia jest najwyższa w kraju.
Co złego dzieje się w Łódzkiem?
Poprosiliśmy o opinie autorytety naukowe z tego regionu. –O długości życia decyduje nie tylko sprawność medycyny naprawczej , ale i POZ czy też polityka zdrowotna, troska o zdrowie publiczne. A z tym w regionie łódzkim od dawna było źle, i tak pozostaje – mówi prof. Leszek Czupryniak, prezes Polskiego Towarzystwa Diabetologicznego, który niemal całą dotychczasową karierę zawodową związał z Łodzią.
Zdaniem Czupryniaka w regionie nałożyły się na siebie dwa niekorzystne czynniki: niska świadomość zdrowotna mieszkańców i brak odpowiedniej polityki zachęcającej do zachowań prozdrowotnych.
– Skutkiem jest, że stan zdrowia Łodzian pozostawia wiele do życzenia od samego początku. Mamy jeden z najwyższych w kraju wskaźnik śmiertelności noworodków. I dalej przez kolejne lata życia zdrowie Łodzian szwankuje, na co nakłada się brak troski o dobre zdrowie, złe nawyki, także patologie i uzależnienia – mówi profesor.
Na kolejne czynniki społeczne zwraca uwagę prof. Piotr Kuna, dyrektor Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego nr 1 im. Norberta Barlickiego w Łodzi.
– Do patologii społecznych, braku odpowiedniej polityki dotyczącej zdrowia publicznego, wysokiej urbanizacji dodałbym jeszcze jedno: to, że Łódzkie od lat dotknięte jest kryzysem gospodarczym. Mieszkańcy regionu zwyczajnie mają mniej pieniędzy niż mieszkańcy np. Mazowsza. Nie stać ich na omijanie w placówkach prywatnych kolejek do zakładów publicznych – mówi.
Zdaniem Kuny jest jeszcze jeden powód słabego działania ochrony zdrowia, jej kiepska organizacja.
– Doskwiera nam przede wszystkim brak koordynacji i współdziałania podmiotów zawiadujących ochroną zdrowia. Mamy wspaniale wyposażone szpitale kliniczne, podległe rektorowi Uniwersytetu Medycznego. Mamy też i te gorsze, pracujące w urągających XXI wiekowi warunkach - tłumaczy. - Jednak nie poziom referencyjności decyduje o wysokości limitu świadczeń przyznawanych przez łódzki NFZ. Efekt jest taki, że często nowoczesne szpitale świecą pustkami, za to pełno jest pacjentów w szpitalach o gorszym poziomie świadczeń – mówi.
Zwraca także uwagę na to, że Łódź w porównaniu z innymi regionami otrzymuje niewiele środków unijnych. – Potrzebny jest nam także dobry program walki ze zgonami przedwczesnymi, czyli tymi przed 65 rokiem życia – dodaje profesor.
Efekt zaniedbań jest taki, że w województwie łódzkim średnia życia mężczyzn jest tylko o 4 miesiące wyższa niż we wlokącej się w ogonie Europy Rumunii. Dane z Łodzi są alarmujące, regionowi potrzebna jest pomoc, a jego władzom: dobre pomysły na to jak walczyć o poprawę jakości zarówno polityki zdrowotnej, jak i medycyny naprawczej.
Dlaczego Łodzianie żyją krócej?
Jak to możliwe w województwie, w którym działa największy uniwersytet medyczny w Polsce i w którym na jednego mieszkańca przypada, obok Warszawy największa liczba lekarzy? W województwie mazowieckim na jednego lekarza przypada 245 pacjentów, w łódzkim 250. To podobne liczby, najniższe (najbardziej korzystne dla pacjentów) w Polsce. Na Mazowszu tymczasem średnia życia mężczyzn jest o dwa lata wyższa niż w łódzkim. Na Podkarpaciu jeden lekarz musi otoczyć opieką średnio 412 pacjentów - czyli niemal dwa razy więcej pacjentów niż w Łódzkim. Średnia życia jest najwyższa w kraju.
Co złego dzieje się w Łódzkiem?
Poprosiliśmy o opinie autorytety naukowe z tego regionu. –O długości życia decyduje nie tylko sprawność medycyny naprawczej , ale i POZ czy też polityka zdrowotna, troska o zdrowie publiczne. A z tym w regionie łódzkim od dawna było źle, i tak pozostaje – mówi prof. Leszek Czupryniak, prezes Polskiego Towarzystwa Diabetologicznego, który niemal całą dotychczasową karierę zawodową związał z Łodzią.
Zdaniem Czupryniaka w regionie nałożyły się na siebie dwa niekorzystne czynniki: niska świadomość zdrowotna mieszkańców i brak odpowiedniej polityki zachęcającej do zachowań prozdrowotnych.
– Skutkiem jest, że stan zdrowia Łodzian pozostawia wiele do życzenia od samego początku. Mamy jeden z najwyższych w kraju wskaźnik śmiertelności noworodków. I dalej przez kolejne lata życia zdrowie Łodzian szwankuje, na co nakłada się brak troski o dobre zdrowie, złe nawyki, także patologie i uzależnienia – mówi profesor.
Na kolejne czynniki społeczne zwraca uwagę prof. Piotr Kuna, dyrektor Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego nr 1 im. Norberta Barlickiego w Łodzi.
– Do patologii społecznych, braku odpowiedniej polityki dotyczącej zdrowia publicznego, wysokiej urbanizacji dodałbym jeszcze jedno: to, że Łódzkie od lat dotknięte jest kryzysem gospodarczym. Mieszkańcy regionu zwyczajnie mają mniej pieniędzy niż mieszkańcy np. Mazowsza. Nie stać ich na omijanie w placówkach prywatnych kolejek do zakładów publicznych – mówi.
Zdaniem Kuny jest jeszcze jeden powód słabego działania ochrony zdrowia, jej kiepska organizacja.
– Doskwiera nam przede wszystkim brak koordynacji i współdziałania podmiotów zawiadujących ochroną zdrowia. Mamy wspaniale wyposażone szpitale kliniczne, podległe rektorowi Uniwersytetu Medycznego. Mamy też i te gorsze, pracujące w urągających XXI wiekowi warunkach - tłumaczy. - Jednak nie poziom referencyjności decyduje o wysokości limitu świadczeń przyznawanych przez łódzki NFZ. Efekt jest taki, że często nowoczesne szpitale świecą pustkami, za to pełno jest pacjentów w szpitalach o gorszym poziomie świadczeń – mówi.
Zwraca także uwagę na to, że Łódź w porównaniu z innymi regionami otrzymuje niewiele środków unijnych. – Potrzebny jest nam także dobry program walki ze zgonami przedwczesnymi, czyli tymi przed 65 rokiem życia – dodaje profesor.
Efekt zaniedbań jest taki, że w województwie łódzkim średnia życia mężczyzn jest tylko o 4 miesiące wyższa niż we wlokącej się w ogonie Europy Rumunii. Dane z Łodzi są alarmujące, regionowi potrzebna jest pomoc, a jego władzom: dobre pomysły na to jak walczyć o poprawę jakości zarówno polityki zdrowotnej, jak i medycyny naprawczej.