
Niewiarygodny fundusz zarobkowy
Mniejszy przyrost składki, ale przede wszystkim brak efektywnego zarządzania, a także kłopoty kadrowe, roszady na stanowiskach, deklaracje zmian, które nigdy nie wejdą w życie – to wszystko składa się na tegoroczny bilans NFZ. Według szacunków ekspertów dziura w budżecie funduszu wyniesie od 1 do 2 mld zł.
- Należałoby przyjąć, że jest to wynikiem zawyżonych przychodów w planowaniu budżetu funduszu - mówi Andrzej Włodarczyk, były wiceminister zdrowia. - Miliard, to np. budżet 10 dużych szpitali powiatowych, to jest bardzo duża kwota. NFZ ma ogromne oszczędności pochodzące z refundacji, należałoby znaleźć takie rozwiązania prawne, aby można było potrzebną kwotę przesunąć. Ten bilans jest też wynikiem aneksowania umów na rok 2014, a teraz jeszcze minister chce to aneksowanie przeciągnąć na rok 2015. Jest to ewidentne działanie polityczne związane z nadchodzącymi kampaniami wyborczymi. Zapłacą za to szpitale i pacjenci. Kolejki będą dłuższe, a one są konsekwencją braku środków finansowych u płatnika. – dodaje Włodarczyk.
Dziura w budżecie funduszu to standard, nie pojawia się nagle, a jest raczej niechlubną stałą utrzymującą się na zmiennym poziomie od wielu lat. Wynika z rzekomo większych wydatków niż planowanych przychodów ze składek – takiej wersji trzyma się fundusz i pewnie jest ona prawdziwa. Prawdą jest też, że płatnik niewiele robi, by ten stan zmienić.
Eksperci twierdzą, że to wynik organizacji służby zdrowia i efektywności świadczeniodawców. Nakłady na jedną osobę w naszym kraju w porównaniu do UE są za niskie. Niektórzy rozwiązanie widzą w przeniesieniu odpowiedzialności za opiekę zdrowotną na władze lokalne i regionalne, co sprawdza się w innych obszarach, np. szkolnictwie i transporcie.
Zapowiadana decentralizacja NFZ okazała się jednym z kluczowych żartów z pakietu Arlukowicza, bo nie dość tego, minister chce teraz jeszcze bardziej skonsolidować fundusz i podporządkować go sobie w zakresie decyzyjności. Teraz tez będzie mógł nawet codziennie zmieniać prezesów i dyrektorów, gdy tylko krzywo na niego popatrzą, bo od przyszłego roku samodzielnie będzie mógł powoływać i odwoływać. Te władzę absolutną sam sobie wywalczył, więc dlaczego nie miałby z niej korzystać. Da mu to bezpieczeństwo w medialnych zapewnieniach, że robi wszystko, co w jego mocy. A nawet tę moc wzmacnia.
A samorządy przecież znają swoje podmioty dające świadczenia zdrowotne i nie tylko, że poradziłyby sobie z ich problemami, ale wręcz ustawowo musiałyby. Ale po co, skoro minister wierzy w bogatych sponsorów, którymi wszyscy pacjenci od zawsze byli, są i będą.
Dla ministra jest to intratny biznes, bo wie, że niesamowitość i niewiarygodność funduszu polegają na tym, że choć dziurawy, to straty nie odczuwa, jest niewypłacalny, a zarabia, podczas gdy jego strata dotyka szpitale i lekarzy, pogrąża pacjentów i wpływa na destabilizację systemu.
Dziura w budżecie funduszu to standard, nie pojawia się nagle, a jest raczej niechlubną stałą utrzymującą się na zmiennym poziomie od wielu lat. Wynika z rzekomo większych wydatków niż planowanych przychodów ze składek – takiej wersji trzyma się fundusz i pewnie jest ona prawdziwa. Prawdą jest też, że płatnik niewiele robi, by ten stan zmienić.
Eksperci twierdzą, że to wynik organizacji służby zdrowia i efektywności świadczeniodawców. Nakłady na jedną osobę w naszym kraju w porównaniu do UE są za niskie. Niektórzy rozwiązanie widzą w przeniesieniu odpowiedzialności za opiekę zdrowotną na władze lokalne i regionalne, co sprawdza się w innych obszarach, np. szkolnictwie i transporcie.
Zapowiadana decentralizacja NFZ okazała się jednym z kluczowych żartów z pakietu Arlukowicza, bo nie dość tego, minister chce teraz jeszcze bardziej skonsolidować fundusz i podporządkować go sobie w zakresie decyzyjności. Teraz tez będzie mógł nawet codziennie zmieniać prezesów i dyrektorów, gdy tylko krzywo na niego popatrzą, bo od przyszłego roku samodzielnie będzie mógł powoływać i odwoływać. Te władzę absolutną sam sobie wywalczył, więc dlaczego nie miałby z niej korzystać. Da mu to bezpieczeństwo w medialnych zapewnieniach, że robi wszystko, co w jego mocy. A nawet tę moc wzmacnia.
A samorządy przecież znają swoje podmioty dające świadczenia zdrowotne i nie tylko, że poradziłyby sobie z ich problemami, ale wręcz ustawowo musiałyby. Ale po co, skoro minister wierzy w bogatych sponsorów, którymi wszyscy pacjenci od zawsze byli, są i będą.
Dla ministra jest to intratny biznes, bo wie, że niesamowitość i niewiarygodność funduszu polegają na tym, że choć dziurawy, to straty nie odczuwa, jest niewypłacalny, a zarabia, podczas gdy jego strata dotyka szpitale i lekarzy, pogrąża pacjentów i wpływa na destabilizację systemu.