
Kardiolodzy: skończmy z pakietami, nie przeciągajmy kołdry ze specjalizacji na specjalizację
-Kardiologia, pediatria, chirurgia tracą na pakiecie onkologicznym – alarmuje Jarosław J. Fedorowski, prezes Polskiej Federacji Szpitali. -Jestem przeciwny dzieleniu pacjentów na kategorie lepszych i gorszych według specjalizacji lekarskich. Niesprawiedliwe jest przeciąganie kołdry z kardiologii na onkologię - dodaje
Rozmowa z Jarosławem J. Fedorowskim, kardiologiem, prezesem Polskiej Federacji Szpitali
-Czy kardiologia traci na pakiecie onkologicznym?
-Jestem przeciwny dzieleniu pacjentów na kategorie specjalizacji lekarskich, bo to jest moim zdaniem nieprawidłowy i anachroniczny podział. Na pewno jednak jeśli jakaś dziedzina jest wyszczególniona społecznie tak jak ma to miejsce obecnie z onkologią, pozostałe są poszkodowane. Nie tylko kardiologia, bo wiemy, że jest zapaść w pediatrii, w chorobach wewnętrznych, jest problem z dostępem do chirurgii ogólnej i niedofinansowanie SOR. Niesprawiedliwe jest przeciąganie kołdry z kardiologii na onkologię. Dlatego należałoby odchodzić od obecnego systemu organizacji świadczeń na poszczególnych oddziałach odzwierciedlających konkretną, często dość wąską specjalizację lekarską na rzecz oddziałów charakteryzujących się określonym stopniem natężenia opieki lekarskiej i pielęgniarskiej.
-To dość radykalne posunięcie.
-Nie do końca, ponieważ udało się to już zrobić w intensywnej terapii, gdzie wycena powiązana jest z wprowadzona skalą TISS obrazującą stopień ciężkości stanu chorego. To należałoby zrobić w innych obszarach także i za stopniem ciężkości choroby powinny pójść pieniądze. A wtedy można byłoby uniknąć wielu pretensji o ich wydatkowanie, bo trudno sobie wyobrazić, aby lżej chory miał żal o to, że więcej środków jest kierowanych na leczenie chorego ciężej.
-Czy jednak to nie byłaby deprecjacja poszczególnych dziedzin medycznych?
-Na pewno kardiolodzy klinicyści, czy ci co prowadzą badania naukowe nie optują za takim rozwiązaniem, bo z jednej strony obawiają się utraty wpływu na swoją dziedzinę, a z drugiej strony śledząc na bieżąco literaturę kliniczną, czy wykonując zabiegi, nie są stanie podążać za osiągnięciami z dziedziny zarządzania i organizacji ochrony zdrowia . Ale już zarządzający szpitalami, w których gronie są także kardiolodzy - jak najbardziej. Chcą wzorować się np. na systemie holenderskim, gdzie właśnie nie ma oddziałów szpitalnych, ale opieka zorganizowana jest w sposób wielodyscyplinarny a jej natężenie jest zależne od stopnia ciężkości stanu danego chorego.
-Polskie szpitale nie są jednak do tego przygotowane.
-Jeszcze nie są, to prawda i to było widać na konferencji kardiologicznej zorganizowanej przez wicemarszałek sejmu Elżbietę Radziszewską oraz Polskie Towarzystwo Kardiologiczne, w której brałem udział oraz w statystykach pokazujących, że śmiertelność pozawałowa często związana jest z takim powikłaniem jak np. niewydolność nerek. Zawałowcy, którzy trafiają do polskich szpitali to coraz częściej już nie 40-latkowie, ale ludzie starsi, u których występuje wiele chorób współistniejących. Oni wymagają wielodyscyplinarnego podejścia, właśnie zmian, o których mówimy. Wymagają skoordynowanej opieki lekarskiej, pielęgniarskiej, psychologicznej, rehabilitacyjnej, dietetycznej czy socjalnej. Bardzo potrzebny zawód edukatora medycznego u nas dopiero raczkuje. Daleko nam od wprowadzenia lekarza hospitalisty jako koordynatora opieki nad skomplikowanym pacjentem, czy też asystenta lekarza. A statystyki są bezwzględne. Luzie po zawałach nierzadko muszą radzić sobie sami ze swoim stanem zdrowia. Nawet do 10 procent chorych nie ma kto ze szpitala odebrać. Wielu nie wykupuje leków, część dalej pali papierosy. I tu jest miejsce na stworzenie i zorganizowanie takiej opieki poszpitalnej, która nie zniweczy osiągnięć wczesnego leczenia szpitalnego zawałów.
-Czy decydenci są przychylni Państwa propozycjom?
-Tak. Z ich wypowiedzi wynika, że dostrzegają problem i chcą się nad nim pochylić. Zdecydowaną przychylność mamy u wicemarszałek Elżbiety Radziszewskiej. W konferencji brała także udział pełnomocnik rządu ds zdrowia publicznego Beata Małecka-Libera, a przecież działania z zakresu zdrowia publicznego są bardzo ważne także w kardiologii. Sam fakt, że w sejmie odbyła się konferencja na temat opieki kardiologicznej po zawale wskazuje na to, że myślimy o zmianie modelu organizacji tej opieki i to już jest postęp. Podobnie zauważana jest potrzeba wzmocnienia roli personelu pielęgniarskiego, koordynacja organizacji leczenia pomiędzy AOS i POZ oraz konieczność wprowadzenia dodatkowych zawodów medycznych i pomocniczych, celem optymalnego wykorzystania czasu lekarzy specjalistów. A już propozycji szerokiego udziału wszystkich interesariuszy systemu w organizowaniu opieki nad pacjentami z zawałem serca nie można chyba odmówić słuszności. Jako przedstawiciel Polskiej Federacji Szpitali zwróciłem także uwagę na znaczne dysproporcje w finansowaniu usług świadczonych przez polskie szpitale w stosunku do podawanych podczas konferencji krajów referencyjnych, takich jak Dania, Niemcy, Holandia, czy Wielka Brytania. Dość powiedzieć, że jeden tylko, duży wprawdzie, szpital uniwersytecki na północy Danii dysponuje rocznym budżetem w wysokości 3 miliardów PLN ! A my wszyscy mamy oczekiwania co do jakości leczenia nie mniejsze niż Duńczycy.
-Czy kardiologia traci na pakiecie onkologicznym?
-Jestem przeciwny dzieleniu pacjentów na kategorie specjalizacji lekarskich, bo to jest moim zdaniem nieprawidłowy i anachroniczny podział. Na pewno jednak jeśli jakaś dziedzina jest wyszczególniona społecznie tak jak ma to miejsce obecnie z onkologią, pozostałe są poszkodowane. Nie tylko kardiologia, bo wiemy, że jest zapaść w pediatrii, w chorobach wewnętrznych, jest problem z dostępem do chirurgii ogólnej i niedofinansowanie SOR. Niesprawiedliwe jest przeciąganie kołdry z kardiologii na onkologię. Dlatego należałoby odchodzić od obecnego systemu organizacji świadczeń na poszczególnych oddziałach odzwierciedlających konkretną, często dość wąską specjalizację lekarską na rzecz oddziałów charakteryzujących się określonym stopniem natężenia opieki lekarskiej i pielęgniarskiej.
-To dość radykalne posunięcie.
-Nie do końca, ponieważ udało się to już zrobić w intensywnej terapii, gdzie wycena powiązana jest z wprowadzona skalą TISS obrazującą stopień ciężkości stanu chorego. To należałoby zrobić w innych obszarach także i za stopniem ciężkości choroby powinny pójść pieniądze. A wtedy można byłoby uniknąć wielu pretensji o ich wydatkowanie, bo trudno sobie wyobrazić, aby lżej chory miał żal o to, że więcej środków jest kierowanych na leczenie chorego ciężej.
-Czy jednak to nie byłaby deprecjacja poszczególnych dziedzin medycznych?
-Na pewno kardiolodzy klinicyści, czy ci co prowadzą badania naukowe nie optują za takim rozwiązaniem, bo z jednej strony obawiają się utraty wpływu na swoją dziedzinę, a z drugiej strony śledząc na bieżąco literaturę kliniczną, czy wykonując zabiegi, nie są stanie podążać za osiągnięciami z dziedziny zarządzania i organizacji ochrony zdrowia . Ale już zarządzający szpitalami, w których gronie są także kardiolodzy - jak najbardziej. Chcą wzorować się np. na systemie holenderskim, gdzie właśnie nie ma oddziałów szpitalnych, ale opieka zorganizowana jest w sposób wielodyscyplinarny a jej natężenie jest zależne od stopnia ciężkości stanu danego chorego.
-Polskie szpitale nie są jednak do tego przygotowane.
-Jeszcze nie są, to prawda i to było widać na konferencji kardiologicznej zorganizowanej przez wicemarszałek sejmu Elżbietę Radziszewską oraz Polskie Towarzystwo Kardiologiczne, w której brałem udział oraz w statystykach pokazujących, że śmiertelność pozawałowa często związana jest z takim powikłaniem jak np. niewydolność nerek. Zawałowcy, którzy trafiają do polskich szpitali to coraz częściej już nie 40-latkowie, ale ludzie starsi, u których występuje wiele chorób współistniejących. Oni wymagają wielodyscyplinarnego podejścia, właśnie zmian, o których mówimy. Wymagają skoordynowanej opieki lekarskiej, pielęgniarskiej, psychologicznej, rehabilitacyjnej, dietetycznej czy socjalnej. Bardzo potrzebny zawód edukatora medycznego u nas dopiero raczkuje. Daleko nam od wprowadzenia lekarza hospitalisty jako koordynatora opieki nad skomplikowanym pacjentem, czy też asystenta lekarza. A statystyki są bezwzględne. Luzie po zawałach nierzadko muszą radzić sobie sami ze swoim stanem zdrowia. Nawet do 10 procent chorych nie ma kto ze szpitala odebrać. Wielu nie wykupuje leków, część dalej pali papierosy. I tu jest miejsce na stworzenie i zorganizowanie takiej opieki poszpitalnej, która nie zniweczy osiągnięć wczesnego leczenia szpitalnego zawałów.
-Czy decydenci są przychylni Państwa propozycjom?
-Tak. Z ich wypowiedzi wynika, że dostrzegają problem i chcą się nad nim pochylić. Zdecydowaną przychylność mamy u wicemarszałek Elżbiety Radziszewskiej. W konferencji brała także udział pełnomocnik rządu ds zdrowia publicznego Beata Małecka-Libera, a przecież działania z zakresu zdrowia publicznego są bardzo ważne także w kardiologii. Sam fakt, że w sejmie odbyła się konferencja na temat opieki kardiologicznej po zawale wskazuje na to, że myślimy o zmianie modelu organizacji tej opieki i to już jest postęp. Podobnie zauważana jest potrzeba wzmocnienia roli personelu pielęgniarskiego, koordynacja organizacji leczenia pomiędzy AOS i POZ oraz konieczność wprowadzenia dodatkowych zawodów medycznych i pomocniczych, celem optymalnego wykorzystania czasu lekarzy specjalistów. A już propozycji szerokiego udziału wszystkich interesariuszy systemu w organizowaniu opieki nad pacjentami z zawałem serca nie można chyba odmówić słuszności. Jako przedstawiciel Polskiej Federacji Szpitali zwróciłem także uwagę na znaczne dysproporcje w finansowaniu usług świadczonych przez polskie szpitale w stosunku do podawanych podczas konferencji krajów referencyjnych, takich jak Dania, Niemcy, Holandia, czy Wielka Brytania. Dość powiedzieć, że jeden tylko, duży wprawdzie, szpital uniwersytecki na północy Danii dysponuje rocznym budżetem w wysokości 3 miliardów PLN ! A my wszyscy mamy oczekiwania co do jakości leczenia nie mniejsze niż Duńczycy.