Dawid Żuchowicz/Agencja Wyborcza.pl
Dawid Żuchowicz/Agencja Wyborcza.pl

Czy potrzebna jest ustawa gwarantująca minimalne wynagrodzenia?

Udostępnij:

– Jako minister zdrowia doprowadziłem w 2017 r. do uchwalenia ustawy o sposobie ustalania najniższego wynagrodzenia zasadniczego niektórych pracowników zatrudnionych w podmiotach leczniczych. Dzięki temu zniknęły patologie w postaci niegodnie niskich wynagrodzeń. Chęć uchylenia lub zawieszenia jej działania uważam za nieporozumienie – komentuje w „Menedżerze Zdrowia” Konstanty Radziwiłł.

  • Kiedy ministrem zdrowia był Konstanty Radziwiłł, w 2017 r. uchwalono ustawę o sposobie ustalania najniższego wynagrodzenia zasadniczego niektórych pracowników zatrudnionych w podmiotach leczniczych, w której minimalny poziom wynagrodzenia w poszczególnych zawodach ustalono na poziomie będącym iloczynem odpowiednich „współczynników pracy” i przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia brutto w gospodarce narodowej
  • W „Menedżerze Zdrowia” były minister zabiera głos w dyskusji o ewentualnym uchyleniu jej działania

Ilekroć rząd podnosi minimalne wynagrodzenie, rozpoczyna się dyskusja o kosztach takiej operacji i w mediach słychać lament przedsiębiorców, a także samorządowców zwiastujących katastrofę finansową swoich podmiotów, jaka ma być tego skutkiem. Eksperci wieszczą katastrofę finansową i wzrost bezrobocia. Zwykle słabo słyszalny bywa głos ponad 2 mln pracowników pobierających takie wynagrodzenie, którzy muszą przeżyć miesiąc za 4666 zł brutto. Warto też zauważyć, że od 10 lat minimalne wynagrodzenie za pracę pozwala niezmiennie kupić około 10 g złota (którego nie kupują raczej pracownicy, którzy zarabiają tak mało), co świadczy o niezmiennej jego wartości. Wielu czytających ten felieton (którzy może ulokowali część swoich dochodów w złocie) pewnie nie może sobie wyobrazić, jak można żyć z takim dochodem.

Minimalne wynagrodzenia (miesięczne lub godzinowe, czasem określane jako odsetek średnich wynagrodzeń) pierwsza wprowadziła Nowa Zelandia w 1894 r. i stosowane są one w większości krajów europejskich, a także np. w Stanach Zjednoczonych. Wartość w PPS (standardzie siły nabywczej) polskiego minimalnego wynagrodzenia sytuuje nas na 10. miejscu w Europie, co z grubsza odpowiada poziomowi naszej zamożności. Płaca minimalna wpływa na zmniejszenie tzw. współczynnika Giniego (nierówności dochodowych) i niwelowanie różnic wynagrodzeń kobiet i mężczyzn, a w konsekwencji przyczynia się do większej sprawiedliwości społecznej oraz redukcji ubóstwa. Mimo przestróg ekspertów w ostatnich ponad 20 latach nie wpłynęło także niekorzystnie na rozwój gospodarczy oraz wzrost bezrobocia.

Kilkakrotnie podejmowano dyskusję na temat wprowadzenia branżowych regulacji określających minimalne wynagrodzenia w poszczególnych zawodach. Istnieją przepisy gwarantujące minimalne wynagrodzenia na przykład sędziom, prokuratorom czy nauczycielom. Od dawna także środowiska zawodów medycznych formułowały podobne postulaty, argumentując to ograniczeniem możliwości pracy np. pielęgniarek czy lekarzy poza systemem służby zdrowia. W niektórych krajach w takich sytuacjach funkcję zabezpieczającą przed wyzyskiem pełnią zbiorowe układy pracy, jednak u nas problemem jest słabe uzwiązkowienie pracowników medycznych i rozproszenie organów prowadzących (i pracodawców) zakładów opieki zdrowotnej.

Dostrzegając ogromną skalę wyzysku i niesprawiedliwości wobec pracowników medycznych i spełniając ich oczekiwania, jako minister zdrowia doprowadziłem w 2017 r. do uchwalenia ustawy o sposobie ustalania najniższego wynagrodzenia zasadniczego niektórych pracowników zatrudnionych w podmiotach leczniczych, w której minimalny poziom wynagrodzenia w poszczególnych zawodach ustalono na poziomie będącym iloczynem odpowiednich „współczynników pracy” i przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia brutto w gospodarce narodowej. Dzięki tym regulacjom zniknęły patologie w postaci niegodnie niskich wynagrodzeń.

Trzeba przyznać jednocześnie, że w tym samym czasie, bez jakiegokolwiek związku z ustawą, pojawiło się zjawisko bezwzględnej konkurencji podmiotów leczniczych o wysoko wykwalifikowanych pracowników (zwłaszcza lekarzy i pielęgniarki), co doprowadziło do powstania kominów płacowych i w konsekwencji narastających problemów finansowych placówek. Obarczanie jednak ustawy „podwyżkowej” winą za tę sytuację i propozycje, głównie ze strony Ministerstwa Zdrowia, uchylenia lub zawieszenia jej działania uważam za nieporozumienie. Ustawa określa lewą stronę „widełek płacowych” i praktycznie nie dotyczy w ogóle najbardziej kosztownych pracowników, czyli lekarzy. Pewnym zabezpieczeniem finansów mogłyby stać się porozumienia podmiotów leczniczych, ale przede wszystkim znacznie trudniejsza, bo na poziomie przepisów ministerialnych i wymagań NFZ, zmiana organizacji opieki i pracy personelu medycznego.

Sądzę, że jedynie ta ostatnia droga, zwłaszcza poprzez odważne zmiany w zakresach kompetencji zawodów medycznych, tworzenie nowych zawodów oraz bardziej realistycznych standardów organizacyjnych opieki, może stać się kluczem do rozwiązania narastającego problemu. I drogi na skróty nie ma.

Komentarz byłego ministra zdrowia Konstantego Radziwiłła pochodzi z „Menedżera Zdrowia” 2/2025.

Przeczytaj także: „Ustawa nas zje... Nie będzie pieniędzy na nic”Wypłata lipcowych podwyżek zostanie wypłacona w terminie”, „Co z podwyżkami dla lekarzy kontraktowych?”„Obawy Filipa Nowaka”„Podwyżki, dyrektorzy i niesprawiedliwość”.

 
 
 
 
© 2025 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.