
Bez zaskoczenia – z obawą (nie o Trumpa, ale o zdrowie publiczne na świecie)
Tagi: | Donald Trump, Piotr Rzymski, USA, WHO, Światowa Organizacja Zdrowia, czy za granicą leczą lepiej |
Działania nowej amerykańskiej administracji, wymierzone w naukę i zdrowie publiczne, nie są zaskoczeniem – zdumiewające mogą być co najwyżej ich skala i tempo. Czym to może grozić? Na to pytanie w „Menedżerze Zdrowia” odpowiada Piotr Rzymski.
- Donald Trump podpisał rozporządzenie wykonawcze wycofujące Stany Zjednoczone ze Światowej Organizacji Zdrowia. Nowy prezydent USA zarzucił WHO, że ta nie poradziła sobie z pandemią COVID-19 i nie daje sobie rady z innymi kryzysami zdrowia publicznego
- Na stanowisko sekretarza zdrowia i opieki społecznej USA Trump wybrał Roberta F. Kennedy’ego Jr., jednego z liderów antyszczepionkowców w Ameryce, który stwierdził, że rządowe agencje zajmujące się lekami mają interes w truciu obywateli, uzdatnianie wody powoduje problemy z seksualnością, a sieć 5G jest wykorzystywana do kontrolowania ludzi
- Piotr Rzymski z Zakładu Medycyny Środowiskowej Uniwersytetu Medycznego im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu powyższe traktuje jako atak na niezależność nauki
- Ekspert w „Menedżerze Zdrowia” zastanawia się, czym to może skutkować
Nauka cechuje się, a przynajmniej powinna, dużym stopniem niezależności. Nie budzi zatem zdziwienia fakt, że może być ona postrzegana jako zagrożenie z perspektywy osób, które dążą do bezwzględnej kontroli i podporządkowania. Dzieje się tak między innymi dlatego, że nauka informuje o zagrożeniach i uzasadnia potrzebę działania oraz wprowadzania zmian, które niejednokrotnie nie są zgodne z krótkoterminowymi oczekiwaniami decydentów. Nie ma też wątpliwości, że naukę łatwiej torpedować, gdy społeczeństwo jej nie rozumie, a zwłaszcza nie dostrzega faktu, że jest ona uprawiana dla ludzi, i że to dzięki niej mogą żyć dłużej i w większym komforcie. Łatwiej wtedy głosić populistyczne hasła, że zamiast finansowania nikomu niepotrzebnych badań pieniądze powinny trafiać gdzie indziej.
Atak na niezależność nauki w jednym miejscu świata, zwłaszcza takim, które dotychczas miało na nią znaczący wpływ, jest tak naprawdę atakiem na skalę globalną. Tak postrzegany powinien więc, przewrotnie, prowadzić do poszukiwania i wytworzenia nowych kanałów współpracy. Środowisko naukowe nieraz udowadniało, że potrafi być solidarne ponad podziałami politycznymi i w obliczu kryzysów. Byliśmy tego świadkami podczas pandemii COVID-19 czy po rozpoczęciu wojny w Ukrainie. Istnieje wiele organizacji, które zrzeszają badaczy z różnych stron świata, niezależnie od różnic kulturowych, socjoekonomicznych i politycznych, działających w myśl hasła nauki ponad podziałami.
Nie zmienia to faktu, że sytuacja, która ma miejsce w Stanach Zjednoczonych, jest trudna.
WHO bez USA
Jedną z pierwszych decyzji nowego prezydenta było rozpoczęcie procesu wyjścia ze Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), w budżecie której USA mają 12–14-proc. udział.
Już obecnie WHO boryka się z problemami finansowymi, więc ta decyzja je pogłębi – prawdopodobnie doprowadzi do utraty miejsc pracy i ograniczy możliwość spełniania krytycznych funkcji dla globalnego zdrowia publicznego, jakimi są wykrywanie, monitorowanie i reagowanie na zagrożenia zdrowotne, zbieranie i analizowanie danych dotyczących jakości zdrowia na całym świecie, ustalanie standardów oraz wytycznych dotyczących leczenia i profilaktyki chorób, dostarczanie leków i szczepionek oraz wspieranie działań humanitarnych.
Brak obecności w WHO będzie jednak kosztowny również dla USA, bo przecież realizowane przez dekady wsparcie w zakresie zdrowia było dla Stanów Zjednoczonych furtką do współpracy z krajami, z którymi stosunki polityczne nie były najlepsze. Rezygnacja z tego to utrata tzw. soft power, które przecież jest ważne z punktu widzenia bezpieczeństwa narodowego.
Podobne skutki ma również zakończenie działań amerykańskiej Agencji do spraw Rozwoju Międzynarodowego (USAID) – zawieszono niemal 10 tys. różnych projektów zdrowotnych, związanych między innymi z HIV, gruźlicą czy malarią, prowadzonych w różnych regionach świata. Pamiętajmy, że tego typu problemów nie można postrzegać tylko przez lokalny pryzmat.
Świat bez obrony
Żyjemy w globalnym świecie, w którym zagrożenia związane z chorobami zakaźnymi potrafią szybko się rozprzestrzeniać i stawać problemem nie tylko dla krajów o niskim stopniu rozwoju gospodarczego. USA pełniły dotychczas wiodącą rolę strażnika zdrowia światowego, z której na własne życzenie rezygnują. Czy ktoś ją przejmie, zyskując w ten sposób wspomniany soft power i nowe możliwości dyplomatyczne? Być może jest to szansa na przykład dla Chin. Jakie mogłoby to mieć konsekwencje, także dla Stanów Zjednoczonych, trudno w tej chwili powiedzieć.
Podobnie trudno w tej chwili określić, jakie długoterminowe skutki może mieć minimalizowanie działań Narodowego Instytutu Zdrowia (NIH), rządowej instytucji zajmującej się prowadzeniem badań medycznych i związanych ze zdrowiem. Docierają do nas niepokojące sygnały o wprowadzaniu ograniczeń związanych z komunikacją dotyczącą zdrowia, także w ramach amerykańskiego Centrum do spraw Zapobiegania i Kontroli Chorób (CDC), które od lat jest czołową instytucją dostarczającą wartościowych danych, nie tylko dla zrozumienia problemów zdrowotnych w USA, ale i monitorowania zagrożeń o znaczeniu globalnym. Jeżeli słyszymy, że ze strony CDC znikają ważne informacje dotyczące ptasiej grypy, to jest to przynajmniej wysoce niepokojące.
Wyłączenie?
Skala działań jest tak ogromna, że kiedy 2 marca przestał w wielu krajach na świecie być dostępny PubMed, baza artykułów naukowych prowadzona przez NIH, wielu uznało to za kolejny krok wymierzony w naukę. Na szczęście PubMed działa ponownie, ale obawy pozostają. Wszak na stanowisko sekretarza zdrowia i opieki społecznej mianowano nie kogo innego jak Roberta Kennedy’ego Jr., który znany jest ze wspierania środowisk przeciwnych szczepieniom, z czego zresztą czerpał pokaźne zyski.
Taki mamy klimat...
Nie można również nie wspomnieć o wycofaniu się USA z paryskiego porozumienia klimatycznego, co jest powtórką z pierwszej kadencji Donalda Trumpa. Ta decyzja może znacząco wpłynąć na wysiłki związane z ograniczaniem strat wywoływanych przez ocieplający się klimat. W błędzie jest ten, kto uważa, że straty te polegają tylko na zamieraniu cennych gatunków czy utracie piękna przyrodniczego. Zmiany klimatu niosą za sobą poważne, wielopłaszczyznowe konsekwencje, dotyczące bezpieczeństwa żywnościowego, migracji ludzi, problemów gospodarczych i geopolitycznych, a także zdrowia publicznego. Przykładowo, ocieplający się klimat sprzyja rozprzestrzenianiu się różnych chorób zakaźnych – według niektórych szacunków może promować szerzenie się ponad 200 ludzkich patogenów. Ponownie więc mowa o problemach, które łatwo mogą osiągać skalę globalną.
Po II wojnie światowej Stany Zjednoczone stały się liderem pomocy w zakresie globalnego zdrowia publicznego. Czas pokaże, czy i w jakim stopniu pozycja ta zostanie zmarginalizowana i jakie będą ewentualne tego konsekwencje dla świata.
Artykuł Piotra Rzymskiego z Zakładu Medycyny Środowiskowej Uniwersytetu Medycznego im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu.