Dyrektorowi, który utrzymuje oddział bez kontraktu, grożą surowe kary finansowe
Lekarze i pielęgniarki z kardiologicznych oddziałów, którym grozi likwidacja, żądają od władz pomorskiej służby zdrowia jasnego i ostatecznego stanowiska co do ich dalszych losów.
Odwlekanie decyzji Urzędu Marszałkowskiego w tej sprawie może też fatalnie odbić się na sytuacji finansowej obu szpitali ostrzegają dyrektorzy. Według ostatnich zapewnień wicemarszałek Hanny Zych-Cisoń - likwidacja dwóch oddziałów kardiologii nie oznacza wcale ograniczenia dostępu chorych na serce do medycznej opieki. Tymczasem stan „zawieszenia" dezorganizuje pracę lekarzy i pielęgniarek.
- Jesteśmy zmęczeni tą niepewnością, która trwa już od dwóch miesięcy - tłumaczy dr Maria Węsierska, ordynator oddziału kardiologii w Szpitalu Studenckim. - Od dyrektora słyszymy, że za leczenie pacjentów mamy rozliczać się według procedur „ratujących życie", tymczasem prasa informuje, że fundusz takich faktur w ogóle nie będzie przyjmował. Nie wiemy więc, czy stosy dokumentów dla NFZ, które wypełniamy, mają jakikolwiek sens. A kradnie to cenny czas, który powinien być dla pacjentów.
Niejasna przyszłość oddziału grozi też rozbiciem budowanego przez lata zespołu lekarsko-pielęgniarskiego. Doktor Węsierska z niepokojem obserwuje, jak biały personel zaczyna się rozglądać za inną pracą. Kilka osób już złożyło wypowiedzenia. Są wśród nich wykwalifikowane pielęgniarki po specjalistycznych szkoleniach z kardiologii. Bez problemu znajdą zajęcie w innym szpitalu, bo pielęgniarek dramatycznie brakuje. - Ale raz zdekompletowanego zespołu, który przez lata zasłużył na dobrą opinię pacjentów, nie da się już odbudować - ubolewa dr Węsierska.
Brakiem jasnych perspektyw zmęczeni są też pracownicy oddziału kardiologii w Pomorskim Centrum Traumatologii.
- Nie otrzymaliśmy żadnych dyspozycji na piśmie z dyrekcji szpitala, wciąż czekamy, co będzie dalej - przyznaje dr Bożena Balita-Roszak, zastępca ordynatora kardiologii.
Na oddziale jest pełen komplet pacjentów, tylko podczas ostatniego dyżuru doktor Balita Roszak przyjęła sześciu chorych. Byli w ciężkim stanie, żadnego z nich nie mogła odesłać.
Komplet pacjentów na oddziale bez kontraktu z NFZ to coraz poważniejszy problem dla budżetu szpitala. Tylko z tego powodu Pomorskie Centrum Traumatologii traci miesięcznie ok. 300 tys. zł, Studencki tylko nieco mniej.
- Część pieniędzy wydanych na leczenie chorych być może uda się odzyskać z NFZ - przypuszcza Zbigniew Krzywosiński, zastępca dyrektora PCT ds. medycznych. - Tak czy inaczej szpital będzie miał 200-250 tys. zł co miesiąc „w plecy".
Tymczasem nad głowami dyrektorów szpitali wisi miecz Damoklesa, czyli rzecznik dyscypliny finansów publicznych.
- Jeżeli uzna,że utrzymywanie oddziałów, mimo braku finansowania z NFZ, to niezasadne wydawanie środków publicznych, to odpowie za to dyrektor szpitala - przyznaje Krzywosiński. Procedura jest taka
- rzecznik sporządza wniosek do komisji orzekającej w sprawie finansów, która działa na zasadzie sądu. Weryfikuje zarzuty, może się do nich ustosunkować. Odbywają się rozprawy, zapada wyrok. - Kary za złamanie dyscypliny finansów publicznych są różne, od pieniężnych po zakaz pełnienia funkcji kierowniczych - wyjaśnia dyrektor Krzywosiński. - Żadna to przyjemność, tym bardziej że karę rzędu kilku, kilkunastu tysięcy dyrektor płaci z własnej kieszeni.
Tak czy inaczej, czekać do końca marca z nadzieją, że pomorski NFZ znajdzie jakieś pieniądze, będzie bardzo trudno. - Jak by nie było, liczba miejsc dla chorych na serce w obu szpitalach na pewno się nie zmniejszy - uspokaja wicemarszałek Hanna Zych-Cisoń. W najgorszym razie zostaną włączone w strukturę oddziału internistycznego. Pacjenci kardiologiczni nadal będą tam tak samo leczeni.
- Jesteśmy zmęczeni tą niepewnością, która trwa już od dwóch miesięcy - tłumaczy dr Maria Węsierska, ordynator oddziału kardiologii w Szpitalu Studenckim. - Od dyrektora słyszymy, że za leczenie pacjentów mamy rozliczać się według procedur „ratujących życie", tymczasem prasa informuje, że fundusz takich faktur w ogóle nie będzie przyjmował. Nie wiemy więc, czy stosy dokumentów dla NFZ, które wypełniamy, mają jakikolwiek sens. A kradnie to cenny czas, który powinien być dla pacjentów.
Niejasna przyszłość oddziału grozi też rozbiciem budowanego przez lata zespołu lekarsko-pielęgniarskiego. Doktor Węsierska z niepokojem obserwuje, jak biały personel zaczyna się rozglądać za inną pracą. Kilka osób już złożyło wypowiedzenia. Są wśród nich wykwalifikowane pielęgniarki po specjalistycznych szkoleniach z kardiologii. Bez problemu znajdą zajęcie w innym szpitalu, bo pielęgniarek dramatycznie brakuje. - Ale raz zdekompletowanego zespołu, który przez lata zasłużył na dobrą opinię pacjentów, nie da się już odbudować - ubolewa dr Węsierska.
Brakiem jasnych perspektyw zmęczeni są też pracownicy oddziału kardiologii w Pomorskim Centrum Traumatologii.
- Nie otrzymaliśmy żadnych dyspozycji na piśmie z dyrekcji szpitala, wciąż czekamy, co będzie dalej - przyznaje dr Bożena Balita-Roszak, zastępca ordynatora kardiologii.
Na oddziale jest pełen komplet pacjentów, tylko podczas ostatniego dyżuru doktor Balita Roszak przyjęła sześciu chorych. Byli w ciężkim stanie, żadnego z nich nie mogła odesłać.
Komplet pacjentów na oddziale bez kontraktu z NFZ to coraz poważniejszy problem dla budżetu szpitala. Tylko z tego powodu Pomorskie Centrum Traumatologii traci miesięcznie ok. 300 tys. zł, Studencki tylko nieco mniej.
- Część pieniędzy wydanych na leczenie chorych być może uda się odzyskać z NFZ - przypuszcza Zbigniew Krzywosiński, zastępca dyrektora PCT ds. medycznych. - Tak czy inaczej szpital będzie miał 200-250 tys. zł co miesiąc „w plecy".
Tymczasem nad głowami dyrektorów szpitali wisi miecz Damoklesa, czyli rzecznik dyscypliny finansów publicznych.
- Jeżeli uzna,że utrzymywanie oddziałów, mimo braku finansowania z NFZ, to niezasadne wydawanie środków publicznych, to odpowie za to dyrektor szpitala - przyznaje Krzywosiński. Procedura jest taka
- rzecznik sporządza wniosek do komisji orzekającej w sprawie finansów, która działa na zasadzie sądu. Weryfikuje zarzuty, może się do nich ustosunkować. Odbywają się rozprawy, zapada wyrok. - Kary za złamanie dyscypliny finansów publicznych są różne, od pieniężnych po zakaz pełnienia funkcji kierowniczych - wyjaśnia dyrektor Krzywosiński. - Żadna to przyjemność, tym bardziej że karę rzędu kilku, kilkunastu tysięcy dyrektor płaci z własnej kieszeni.
Tak czy inaczej, czekać do końca marca z nadzieją, że pomorski NFZ znajdzie jakieś pieniądze, będzie bardzo trudno. - Jak by nie było, liczba miejsc dla chorych na serce w obu szpitalach na pewno się nie zmniejszy - uspokaja wicemarszałek Hanna Zych-Cisoń. W najgorszym razie zostaną włączone w strukturę oddziału internistycznego. Pacjenci kardiologiczni nadal będą tam tak samo leczeni.